(Przekład: Franciszek Ksawery Dmochowski.)

Pieśń X
Pieśń o Dolonie

Inni wodzowie, liczne sprawujący ludy,
W słodkim spoczynku dzienne utopili trudy.
Sam Atryd, co powszechny trzymał rząd nad Greki,
Tysiączne ważąc myśli, nie zamknął powieki…
Gdy na obóz trojański rzuci oczy drżące,
Trwożą go zapalonych płomieni tysiące,
Przeraża głos piszczałek i mężów wołanie.
Lecz patrząc, w jakim flota, w jakim wojsko stanie,
Targa włosy z rozpaczy, władcy gromu wzywa,
A jęk po jęku z piersi gwałtem się wyrywa.
Kiedy się tak myślami dręczącymi trudzi,
Wziął przed się pójść do starca, najmędrszego z ludzi,
By z nim spólnie ułożył pożyteczną radę
I wiszącą nad wojskiem oddalił zagładę.
Wstaje prędko, na członki szatę wdziać pospiesza,
Wiąże sandał, na barkach lwią skórę zawiesza
Barwy płowej (od ramion do kostek mu spada),
Nareszcie bierze oszczep, którym dzielnie włada.
Równie od Menelaja oczu sen daleki,
Równa trwoga w umyśle. Drżał, ażeby Greki,
Co dla niego, bój niosąc, wielkie przeszły wody,
Smutnie pod trojańskimi nie poległy grody.
Wziął swój oszczep, na głowę z miedzi szyszak włożył,
Pantery cętkowaną skórą grzbiet nasrożył
I biegł obudzić brata, który wyniesiony
Berłem nad wszystkich wodzów, jak bóstwo był czczony…
Agamemnon, gdy brata przy sobie obaczy,
Ten swoje troski zaraz w tych słowach tłumaczy:
»Dlaczego się uzbrajasz, jakie masz układy?
Chcesz- li kogo do Trojan wysyłać na zwiady?
Ale ja bardzo wątpię, aby w tej potrzebie
Chciał kto przyjąć tak trudną powinność na siebie:
Pójść między nieprzyjaciół samemu i w nocy,
Jakiej trzeba śmiałości! Jakiej w duszy mocy! «
»Rady chytrej potrzeba – rzekł król – bracie luby,
Jak by wojsko i flotę zachować od zguby.
Kronid się zmienił, prośby nasze są daremne,
Hektora mu dziś tylko ofiary przyjemne.
Największych bohaterów on dziś chwałę zmazał,
Żaden rycerz w dniu jednym tyle nie dokazał. . .
Orężem jego wziąwszy klęskę tak ogromną,
Rozumiem, że jej nigdy Grecy nie zapomną.
Bież, przywołaj Ajasa z królem Krety siwym,
Ja do Nestora krokiem pospieszę skwapliwym,
Ażeby poszedł ze mną, gdzie są nasze straże:
Najlepiej usłuchają, gdy starzec rozkaże.
Syn jego tam przywodzi. Najwięcej zlecona
Straż obozu na niego i na Meryjona«.
A Menelaj się pyta, by uniknąć błędu:
»Powiedz mi, ze krwi bracie, a królu z urzędu,
Czy na miejscu przy strażach mam na ciebie czekać,
Czy dawszy im rozkazy, powrotu nie zwlekać? «
Król na to: »Zostać, owszem, każe myśl ostrożna:
W takich ciemnościach łatwo pominąć się można.
Przez tyle dróg w obozie nietrudne zbłądzenie.
Gdziekolwiek pójdziesz, głośne zalecaj baczenie. . .
Czuwajmy, zagrzewajmy, bo chciał wyrok boski
Skazać nas od kolebki na prace i troski. «
Tak rozkazawszy bratu, sam czym prędzej zmierza
Do Nestora, czułego narodu pasterza.
Obok namiotu w łożu miękkim śpi spokojny.
Tuż przy nim cały jego był porządek zbrojny:
Dwie dzidy, puklerz, szyszak z rycerskim też pasem.
Ten brał, gdy niestrwożony Aresa hałasem
Prowadził szyki starzec na okrutne boje
I ciężkie znosił prace mimo lata swoje.
Przebudza się król Pylów, sen opada z powiek,
Pyta, na łokciu wsparty: »Coś ty jest za człowiek,
Co w nocy po obozie błędne stawiasz kroki,
Wtenczas, gdy oczy wszystkich ujął sen głęboki?
Czy z straży kogo szukasz? Czyli z towarzyszy?
Powiedz! Lecz do mnie, wara! Nie zbliżaj się w ciszy! «
»O Nestorze! – król mówi. – Ty Greków nadzieja,
Oto nieszczęśliwego syna masz Atreja,
Którego, póki ciągną Mojry życia przędzę,
Więcej nad wszystkich Zeus przeznaczył na nędzę.
Błąkam się, sen mi słodki nie zamknie powieki,
Trwożą mię srogie klęski wiszące nad Greki,
Upadam na umyśle, drży mi w piersiach serce,
Gaśnie we mnie nadzieja w ostatniej iskierce.
Przeto, jeśli co myślisz, wszak sen cię nie mroczy,
Pójdźmy na miejsce straży i na własne oczy
Zobaczmy, czy pod pracą i snem nie uległa:
Tak bezpieczeństwa wszystkich bardzo by źle strzegła.
Nieprzyjaciel jest blisko. Nie wiemy, czy nocą
Nie przemyśla nas podejść za cieni pomocą«.
A na to król sędziwy Pylów odpowiada:
»Nie lękaj się, by Ze-us, co piorunem włada,
Wszystkie myśli Hektora do skutku przywodził. . .
Idę chętnie za tobą, niech wstaną i drudzy,
Diomed i Odyseusz, Aresowi słudzy,
I prędki Oileid i Meges waleczny.
Jak by ten bieg uczynił dla nas pożyteczny,
Co by się do stanowisk odległych potrudził
I tam Idomeneja z Ajasem obudził! … «
Bierze szatę, na stopy sandały przyciąga,
Z purpury płaszcz dwoisty srebrną haftką sprząga,
Którym starzec wygodnie całe ciało kryje:
Miękka wełna krętymi kędziory się wije.
A kiedy już uzbroił rękę długą dzidą,
Oba z Agamemnonem wzdłuż okrętów idą.
Na mądrego Odysa Pylów mówca krzyknął:
Czujne rycerza ucho zaraz głos przeniknął,
Wybiega i takimi pyta ich słowami:
»Czemu w noc po obozie błąkacie się sami?
Jakie niebezpieczeństwo do tego przymusza? «
A król: »Niech cię to, wodzu, na nas nie obrusza,
Że ci nie pozwalamy spoczywać do woli.
Ach! Lękamy się dzisiaj najsroższej niedoli!
Śpiesz, obudzimy drugich. Spólna skaże rada,
Czy nam wojować, czyli uciekać wypada«.
Rzekł; Odyseusz na chwilę do namiotu skoczył,
Wziął tarczę i za nimi udać się nie zwłoczył.
Przyszli do Diomeda. Ten, w zbrojnej odzieży,
Pod niebem przy namiocie rozciągniony leży.
Obok snu używają mężne wojowniki:
Głowy na tarczach wsparte; w ziemię wbite piki
Blask na kształt błyskawicy rzucają do góry.
Pod sobą wódz posłanie miał z wołowej skóry,
A przepyszny kobierzec rozpostarł pod głową.
Trącił go lekko Nestor i tą zagrzał mową:
»Wstań! Wstań, Tydeja synu! Wcale nie przystoi,
Że gdy my czujem, ciebie jednego sen poi.
Nie razi cię z pagórka wrzask nieprzyjaciela?
Ach! Zbyt mała go przerwa od floty oddziela! «
Nagle bohater ze snu twardego się zrywa,
Wstaje i do Nestora prędko się odzywa:
»Niezmordowany starcze, ciebie nic nie strudzi!
Alboż to między Greki nie masz młodszych łudzi
Dla przywołania wodzów? Lecz w żadnym sposobie
Nie można cię przymusić, abyś wytchnął sobie«.
»Prawdę mówisz – rzekł Nestor – zacny przyjacielu!
Nie braknie mi na synach i na ludziach wielu,
Którzy by dla zwołania przeszli stanowiska;
Lecz najsroższa potrzeba dzisiaj nas przyciska,
Rzecz nasza zawieszona jak na ostrzu stali:
Ta chwila albo zgubi, albo nas ocali.
Jeśli mój wiek szanujesz, który się tak chyli,
Bież, by tu Meges z prędkim Ajasem przybyli«.
Wraz Diomed lwią skórę na barkach zawiesza,
Bierze oszczep i budzić tych wodzów pospiesza.
W krótkiej ich do Nestora przyprowadził chwili,
Gdy się na miejscu straży wszyscy zgromadzili,
Widzą, jak pilnie czuwa. Błyszczą się od miedzi,
Każdy rycerz na swoim stanowisku siedzi.
A jako psy, co wiernie ludziom towarzyszą,
Czujnie pilnują owiec, i skoro posłyszą,
Że lew z gór poruszony wyskakuje z lasu,
Wielkiego przy owczarni narobią hałasu –
Od psów i od pasterzy spoczynek daleki:
Ten sen mężni rycerze spędziwszy z powieki,
Patrzą na obóz Trojan, czujnymi podsłuchy
Uważając najmniejsze nieprzyjaciół ruchy.
Ta baczność ich w Nestorze wielka radość nieci,
Zachęca ich tym słowem: »Tak czuwajcie, dzieci!
Precz sen! Waszej gnuśności to byłoby zyskiem,
Iżbyśmy nieprzyjaciół zostali igrzyskiem«.
To mówiąc rów przeskoczył, a za jego ślady
Wszyscy wodzowie Greków zwołani do rady:
Nestora syn za nimi i Meryjon przyśli,
Bo ich uczestnikami chcieli mieć swych myśli.
A kiedy przeskoczyli za rowy spadziste,
Tam usiedli, gdzie miejsce od krwi było czyste,
Gdzie się wstrzymała ręka Hektora zaciekła,
Gdy noc przychylna ziemię swym cieniem powlekła.
Myślą, każdy z kolei swe zdanie odkrywa,
Aż mądry między nimi Nestor się odzywa:
»Czyliż się między nami taki mąż nie znajdzie,
Który, w swym ufny męstwie, między Trojan zajdzie?
Może kogo z Hektora schwyci towarzyszy,
Może ich mowy przejmie i rady usłyszy:
Czy ściśle w oblężeniu flotę trzymać mają,
Czy po zwycięstwie wrócić do miasta żądają.
Kto by to mógł wyśledzić i przyjść do nas cały,
Jakiej że w oczach świata dostąpiłby chwały!
I w nagrodę takiego śmiałego uczynku
Jakiego by nie dostał od nas upominku! … «
Na te słowa ucichło całe zgromadzenie,
Dopiero przerwał śmiały Diomed milczenie:
»Nestorze! Mimo trudność, mimo czujne straże,
Mój umysł mi do Trojan obozu iść każe.
Ale gdyby chciał ze mną pójść który z rycerzy,
Serce me więcej swojej śmiałości zawierzy.
Kiedy dwóch idzie, nic ich uwagi nie zmniejszy:
Co ten chybi, ten widzi. Sam człek, najbystrzejszy,
Nigdy tyle baczności, tyle oka nie da«.
Wielu chce przedsięwzięcie dzielić Diomeda:
Chcą Ajasy, w obydwu chęć zarówno skora,
Chce Meryjon, chce bardzo syn mężny Nestora.
Menelaj tej wyprawy godnym się rozumie,
I Odyseusz, co pracy unikać nie umie,
Mówi, że do obozu Trojan się dostanie.
Wtedy król Agamemnon otwiera swe zdanie:
»Tydejdo! Wieczne w sercu mam dla ciebie długi.
Za towarzysza sobie tak ważnej usługi
Wybierz najmężniejszego z tylu mężnych rzędu.
Lecz proszę, nie miej tutaj niewczesnego względu
Na krew, na stopień władzy i na dostojeństwo:
Kto lepszy, nie kto wyższy, niech ten ma pierwszeństwo^
Mówił trwożny, by nie czcił stopnia w jego bracie.
»Gdy wybór towarzysza przy mnie zostawiacie,
Z którym tak niebezpieczną mam odprawić drogę –
Rzekł Tydejd – jakże minąć Odyseusza mogę?
W największych on trudnościach swoim sercem włada,
Nic go nigdy nie zmiesza, kocha go Pallada.
Przezorną roztropnością jego prowadzeni,
Potrafim wyjść bez szwanku i z samych płomieni«.
A na to mu Odyseusz rzekł niespracowany:
»Przyjacielu! Oszczędzaj pochwał i nagany,
Mówisz wśród ludzi, którzy sądzić nas umieją.
Już zbliża się Jutrzenka, już gwiazdy blednieją,
Dwie części nocy uszło a cień się przesila,
I sprzyjająca dla nas niedługa jest chwila… «
Uzbroiwszy się, pierwsze zostawują wodze,
A sami pospieszają w przedsięwziętej drodze.
Pallada dla nich czaplę zsyła przewodnikiem.
Nie widzą jej w ciemnościach, ale za jej krzykiem,
Słysząc go po prawicy, kierują swe ślady.
Ucieszony Odyseusz tak wzywa Pallady:
»Słuchaj mię, córo gromy niosącego pana!
Twoja pomoc we wszystkich pracach mi doznana,
Wiem ja, że mi za każdym towarzyszysz krokiem,
Racz więc i dziś łaskawym na mnie spojrzeć okiem!
Niech zdrowo nas wróconych Achaje obaczą,
A Trojanie naszego czynu długo płaczą! «
Znowu Tydejd z kolei tę modlitwę czyni:
»Wielka córo Zeusa, przemożna bogini,
Tak chciej wspomagać syna, jakeś ojca wsparła!
Gdy przy Azopie grecka broń się rozpostarła.
Tydeja wojsko do Teb wybrało za posła;
Mowa jego Kadmejom słodki pokój niosła.
Lecz z twej łaski, gdy ludu wolę wytłumaczył,
Niepojętymi dziwy swój powrót oznaczył.
Niechże i ja pomocną mam twoją prawicę:
Poświęcę ci w ofierze roczną jałowicę.
Jeszcze jarzmem nie tkniętą, nad to w kruszec drogi
Świeżo wyrastające obwiodę jej rogi«.
Nadaremnie wezwali Pallady pomocy.
Jak srogie lwy, pokryte czarnym cieniem nocy,
Idą przez krwi strumienie dwa waleczne męże,
Przez rzeź, przez trupów stosy i mnogie oręże.
I Hektor sobie pracy nie umiał oszczędzać,
Nie dał na spaniu nocy Trojanom przepędzać,
Lecz pierwszych zgromadziwszy rycerzów do rady,
Wynurzył im głębokie swej głowy układy:
»Kto mi wykonać gotów, co myśl moja poda?
Za tę przysługę wielka czeka go nagroda;
Prócz chwały, którą ściągnie na niego czyn taki,
Wóz mu dam najpiękniejszy, najlepsze rumaki,
Jakie mają w obozie swym nieprzyjaciele.
Ale tego wyciągam po nim, aby śmiele
Poszedł do floty greckiej. Tam się mu pokaże,
Czyli, jak dotąd, pilne odprawują straże,
Czy naszą bronią starci, pracy się wyrzekli
I tylko myślą o tym, by zręcznie uciekli? «
Na to umilkli wszyscy. Był między Trojany
Syn woźnego Eumeda, rycerz Dolon zwany.
Ten i w złocie, i w miedzi wielkie liczył zbiory;
Z wyglądu niepoczesny, ale w nogach skory;
Pięcia otoczon siostry, sam był jedynakiem.
On się między Trojany okazał junakiem:
»Hektorze! Tyle czuję rycerskiej ochoty,
Że do naw pójdę śledzić Achajów obroty.
Wznieś berło, wezwij boga, co piorunem grozi,
Że świetny wóz, na którym Achilles się wozi,
I pyszne jego konie otrzymam w nagrodę.
Ja zaręczam, że twoich myśli nie zawiodę:
Będę w obozie, będę w Atrydy okręcie,
Tam usłyszę radzących wodzów przedsięwzięcie,
Czy chcą, aby lud walczył, czy żeby uciekał«.
Hektor żądanej zrobić przysięgi nie zwlekał:
»Niechaj mi władca gromu, Zeus, świadkiem będzie:
Nikt inny na te konie, na ten wóz nie wsiędzie!
Twoja zawsze ta zdobycz, od wielu pragniona«.
Tak rzekł i krzywo przysiągł, lecz zagrzał Dolona.
Zaraz wziął łuk i kołczan z strzałami na bary,
Na szerokich ramionach wilk mu wisi szary,
Na głowie ma ze skóry tchórzowej przyłbicę,
A oszczepem stalowym uzbroił prawicę.
Pospiesza ku okrętom, lecz wyrok przeznaczył,
By Hektora z żądaną wieścią nie obaczył.
Wnet daleko od mężów i koni odbiega,
Dąży, a wtem go bystry Odyseusz postrzega
I wraz do towarzysza tak rzecze: »Tydydzie!
Pewnie ten mąż z obozu trojańskiego idzie.
Albo do floty naszej dostać się on życzy,
Albo się też wyprawił dla zdarcia zdobyczy
Niechaj nas minie! Biegiem nie zdoła się schronić.
Schwytamy go: a jeśli nie można dogonić,
Z długim oszczepem w ręku pędź go na okręty,
Tak mu do miasta powrót zostanie przeciętym
Zeszli z drogi, w zabitych ukryli się kupie;
On szedł nic nie zważając i minął ich głupie,
Ale kiedy już od nich był przeciąg tak długi,
Ile wołów uprzedzą muły ciągnąc pługi,
Których siła od tamtych sporzej ziemię kraje –
Wybiegają, a na ten łoskot Dolon staje.
Mniemał, że kto z rozkazu wodza za nim gonił,
By go cofnął i próżnej drogi mu ochronił.
Lecz gdy był na rzut dzidy albo jeszcze bliżej,
Poznaje nieprzyjaciół, a zatem najchyżej
Zaczął uciekać; za nim bohatery w tropy.
Jako biegłe w myślistwie psy szybkimi stopy,
Ostrząc kły, pędzą same lub zająca w lesie,
Zwierz krzyczy, a bieg bystry przed nimi go niesie,
Tak Dolona przeciąwszy do swoich cofnięcie,
Odyseusz i Diomed ścigają zawzięcie.
Już bliski naw, już ledwie między straż nie wpada;
Natenczas Diomeda życzliwa Pallada
Nową ożywia siłą, by nikt się nie szczycił,
Że mu pierwszy cios zadał, a on drugi chwycił.
Więc bieżąc z wymierzonym pociskiem, tak rzecze:
»Lub stań, lub cię oszczepem doścignę, człowiecze!
Bo nie jesteś od śmierci wybiegać się zdolny! «
Natychmiast rzucił pocisk. Ten, chęciom powolny,
Śmiertelnym Trojanina razem nie przenika,
Lecz mu ramię ociera i w ziemi utyka.
Stanął Dolon, drżał, szczękał zębami wybladły,
A wtem też uziajane wodze go dopadły
I schwyciły nędznika. Ten rzekł rozpłakany:
»Chciejcie oszczędzić życia, włóżcie mi kajdany!
Za wolność moją drogi okup dla was będzie.
Mam złoto, miedź i różne w żelazie narzędzie;
Nieskończonymi dary ojciec was nagrodzi,
Gdy się dowie, że żyję u achajskich łodzi«.
A na to mu podstępny Itak odpowiada:
»Ufaj, niechaj ci w serce śmierci strach nie pada,
Jeśli szczery przeciwko prawdzie nic nie zgrzeszysz,
Po co w noc rzucasz obóz i do floty śpieszysz? …
»Hektor – rzekł, a drży cały i w nogach się chwieje –
Namówił niechętnego przez wielkie nadzieje,
Przyrzekając dać konie i wóz pyszny z miedzi,
Na którym niezwalczony syn Peleja siedzi,
Żebym w nocy do floty poszedł, tego żądał,
I tam wszystko własnymi oczami oglądał.
A potem jemu doniósł, jak się rzecz pokaże:
Czyli z zwykłą pilnością odbywacie straże,
Czyście też, starci od nas, pracy się wyrzekli
I o tym przemyślacie, jak byście uciekli? «
A Odyseusz z uśmiechem: »Dobrześ sobie życzył
Pragnąc, abyś Achilla rumaki dziedziczył:
Lecz nimi rządzić ramię człowieka niezdolne,
Pana tylko swojego ręce są powolne,
Co z łona nieśmiertelnej matki życie bierze.
Ty mów i na pytania odpowiadaj szczerze:
Gdyś tu szedł, w której Hektor znajdował się stronie?
Gdzie jego straszny oręż? Gdzie są dzielne konie?
Jak straże Trojan stoją? Gdzie są ich namioty?
Jakie są rady? Jakie dalsze ich obroty?
Czy w ścisłym oblężeniu flotę trzymać mają?
Czy po zwycięstwie wrócić do miasta żądąją? «
»Przełożę ci dokładnie – Dolon odpowiada –
Hektor i najprzedniejszych wodzów Troi rada
Od hałasu daleko, przy nagrobku Ila
Na różne się wojenne przemysły wysila.
Co do straży, rycerzu, tycheśmy nie dali,
Żebyśmy od podejścia mogli zostać cali.
Trojanie, gdyż ich twarda potrzeba przyciska,
Czuwają tam, gdzie widzisz błyszczące ogniska,
I ciągle sobie hasło podają młodzieńcy.
Lecz z dalekich ściągnieni krain sprzymierzeńcy
Śpią spokojnie, na Trojan całą baczność zdają,
Bo blisko siebie dzieci ani żon nie mają. . .
Jeśli przedrzeć się do nas jest wasze żądanie,
Oto na boku Traki z zastępy świeżymi:
Syn Ejoneja, Rezus, ich król, między nimi.
Widziałem jego konie: niedościgłym biegiem
Z wiatry się porównają, białością ze śniegiem.
Złotem i srebrem świetny jego wóz się toczy, .
Na oręża bogactwo durnieją się oczy;
Nic zbliżyć się nie może do kształtu tej zbroi:
O! Nie ludziom, lecz bogom nosić ją przystoi!
Prowadźcie mię do floty lub włóżcie kajdany,
Tu waszego powrotu doczekam związany.
Wkrótce się przekonacie, czym prawdę przełamał;
Lecz nie, sami ujrzycie, żem w niczym nie skłamał«.
A Diomed, zwróciwszy na niego wzrok srogi:
»Chociaż nam dałeś ważne, Dolonie, przestrogi,
Skoroś wpadł w ręce nasze, nic cię nie ocali.
Gdybyśmy cię puścili lub za okup dali,
Znowu do floty przyjdziesz na zwiady zdradzieckie
Albo w otwartej walce bić zastępy greckie.
Ale jeżeli stracisz mym oszczepem życie,
Nie będziesz Grekom szkodził ni jawnie, ni skrycie«.
Rzekł; on sięga pod brodę i o życie prosi:
Zaś Diomed miecz ostry do góry podnosi:
Ciął go w szyję, na piasek z karku spadła głowa,
Zaczęte jeszcze w ustach domawiając słowa.
Zwycięzcy z zabitego łup Dolona biorą,
Oszczep długi z przyłbicą, z łukiem, z wilczą skorą.
Te Odyseusz na ręku do góry podnosi,
Poświęca je Palladzie i o wsparcie prosi:
»Przyjmij ten łup, bogini, raduj się w tym darze!
Twoje nad wszystkich bogów przenosim ołtarze.
Kieruj więc nasze kroki, daj, byśmy się cali
Do koni i do trackich namiotów dostali! «
Skończył, łupy na drzewie zawiesił wysoko,
Których ażeby mogło w nocy dostrzec oko
I aby w ich szukaniu, gdy wróci, nie zboczył,
Trzciną i złamanymi gałęźmi otoczył.
Idą wodze po zbroi, we krwi czarnej brodzą,
Aż nareszcie do trackich zastępów przychodzą.
Spały długą podróżą zmordowane męże,
Przy nich leżą w troistym porządku oręże,
Blisko tych są przy każdym jarzmie dwa rumaki;
W środku spoczywa Rezus między swymi Traki.
Naprzeciw stoją konie śnieżyste za wozem,
Przywiązane do niego świecącym powrozem.
Ujrzawszy je Odyseusz Tydejdę ostrzega:
»Oto mąż, oto konie sławione od szpiega.
Użyj tu, przyjacielu, męstwa i czyń śmiało,
Bo próżnować z orężem w ręku nie przystało.
Odwiąz konie lub jeśli chcesz, ty dobądź broni,
Ty bij, ja nie zapomnę uprowadzić koni«.
Rzekł, Pallada śmiałością nową serce grzeje.
Zatem na wszystkie strony rzeź okrutną sieje:
Co razy wzięli, z piersi ciągną jęk głęboki,
Ziemia się od płynącej czerwieni posoki.
Jak lew, na nie strzeżone gdy owce napada,
Straszliwą klęskę trzodzie opuszczonej zada:
Tak zaciekły Diomed rzeź w obozie szerzy
I bez życia zostawia dwunastu rycerzy.
Trupy ciągnie Odyseusz i składa na stronie,
Przezorny, aby do krwi nieprzywykłe konie
Szkodliwą nie zostały przerażone trwogą,
Tyle skrwawionych trupów tłoczący pod nogą.
Na koniec się do Reza namiotu przedziera
I życie trzynastemu królowi odbiera.
Jakby sen nieszczęśliwy w oczach jego staje;
Trak jęczy konający i ducha oddaje.
Konie zaś uprowadza Odyseusz z obozu
I łukiem je potrąca, bo zapomniał z wozu
Wziąć z sobą bicz królewski, bicz kształtny i złoty.
Daje znak, by już krwawej poprzestać roboty.
Lecz Tydejd, w miejscu stojąc, waży się na dwoje:
Czyli wóz, w którym były pyszne króla zbroje,
Unieść i nadzwyczajnym czynem się ozdobić,
Czyli też jeszcze więcej śpiących Traków pobić.
Kiedy się tak namyśla, Pallada przybiegła
I kochanego sobie rycerza ostrzegła:
»Pamiętaj o powrocie, nie chciej dłużej czekać,
By ci nie przyszło potem haniebnie uciekać.
Może wkrótce obudzić Trojan z bogów który«.
To rzekła, on zrozumiał głos Zeusa córy.
Wsiadł na konia, na drugim siedzi król Itaki.
Uderza łukiem, lecą ku flocie rumaki. . .
Gdy stanęli na miejscu, gdzie był szpieg zabity,
Wstrzymuje konie Itak, a trup znakomity
Podjąwszy Tydejd, w ręku towarzysza składa.
Sam na powrót na konia ognistego wsiada.
Gęstych nie szczędzą razów, lecą zadyszali,
Pragnąc, by się czym prędzej do floty dostali.
Pierwszy Nestor ich tętent słyszy i tak powie:
»Przyjaciele, przemożni Argejów królowie,
Prawda- li? Czy się mylę? Lecz cóż wyrzec broni:
Tętent bystro lecących uderza mię koni,
Obyć (niech tej pociechy nieba nam użyczą! )
Itak, Tydejd wrócili z tak piękną zdobyczą!
Ale mi smutne staje przeczucie na myśli,
By w tłumie nieprzyjaciół, na zgubę nie przyśli«.
Nie skończył Nestor, oni już są między rzeszą.
Zsiedli z koni, wodzowie niezmiernie się cieszą,
Ten słodko do nich mówi, ten za ręce chwyta,
Pierwszy Nestor ciekawy w tych słowach się pyta:
»Odyseusie! Opowiedz rzeczy niepojęte!
Skąd te konie? Czy z Trojan obozu są wzięte?
Czy was nimi obdarzył który bóg obrońca?
Prawdziwie są tak świetne, jak promienie słońca.
Zawsze walczę z Trojany. Choć spadły na sile,
Choć stary, nikt nie powie, bym zostawał w tyle,
A nigdym jeszcze koni takich nie obaczył;
Pewnie kto z bogów nimi was obdarzyć raczył.
Obu was kocha Zeus, co piorunem włada,
Obu was łaską ciągłą zaszczyca Pallada«.
A Odyseusz roztropny: »Mężu znakomity,
Co twą mądrością greckie pomnażasz zaszczyty!
I lepsze nadać konie, cóż bogom przeszkadza?
Wszak wiemy, że ich żadnych granic nie ma władza.
Te konie tu przybyły świeżo z Traków strony:
Reza, króla ich, zabił Tydejd niezwalczony,
Przy nim dwunastu mężów: wszyscy pierwsze wodze;
Trzynastegośmy szpiega zabili na drodze.
Skrycie śpieszył do naszych okrętów na zwiady,
Z Hektora i przedniejszych Troi wodzów rady«.
Rzekł i świsnął na konie; zaraz rów przesadzą.
Idzie, za nim weseli Grecy się gromadzą
I wszyscy do namiotu Diomeda dążą.
Tam u żłobu na lejcach trackie konie wiążą,
Gdzie obrok jadły jego rumaki ogniste.
Odyseusz chwały swej świadectwo wieczyste,
Póki Palladzie winnej ofiary nie zrobi,
Zawiesza łup Dolona i nim okręt zdobi.
Nurza się w morzu: ciało liże woda modra,
Spędza pot, który oblał szyję, nogi, biodra;
Z morza do łaźni idą, a po tej kąpieli
Na członki zmordowane oliwę wyleli.
Biorą pokarm, pragnienie słodkim winem gaszą
I oba, z napełnioną w ręku stojąc czaszą,
Palladzie, że ich świetnym zaszczyciła czynem,
Wylewanym na ziemię hołd oddają winem.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s