(Przekład: Franciszek Ksawery Dmochowski.)
Pieśń IX
Poselstwo do Achillesa
Tak czuwali Trojanie, gdy na Greków padła
Zimnego strachu siostra, Ucieczka wybladła:
Ranne bólem, najstarsze umysły się chwieją.
Jak gdy nagle z Zefirem Boreasz zawieją
Burząc ocean od ryb mnogich zamieszkany,
Na bałwanach się czarne podnoszą bałwany
Zielsko i pianę miecąc morskiego łożyska:
Tak strach w Achajów piersiach drżącym sercem ciska.
Obchodzi Agamemnon, cały w smutku, w trwodze,
I woźnym rozkazuje zwołać pierwsze wodze,
Lecz razem głos miarkować. Jego wspólna strata
Najmocniej boli, jego najwięcej przygniata.
Usiadły wodze, troski na wszystkich wyryte.
Powstał król Agamemnon, łzy lejąc obfite
Jak zdrój, który spod skały bystrym nurtem ciecze,
I gęstym przerywane jękiem słowa rzecze:
»Przyjaciele, wodzowie, plemię wojny boga!
W ciężką mię trudność wprawia Zeusa moc sroga:
Bo, nielitosny, przedtem dał mi obietnicę,
Że nie wrócę, aż Trojan obalę stolicę.
Teraz mi każe płynąć do Argos bez sławy,
Kiedym już tyle ludu stracił przez bój krwawy…
Więc czas już do kochanej ojczyzny pośpieszyć,
Bo trudno się nad Troją zwycięstwem ucieszyć«.
Rzekł, a na to ucichło całe zgromadzenie,
I długo smutnym wargi ścisnęło milczenie;
Aż nareszcie Diomed waleczny tak powie:
»Nie miej za złe, że płochej sprzeciwiam się mowie…
Jeśli sam chcesz powracać, powracaj w tej porze,
Nawy twe bliskie brzegów, otwarte jest morze;
Drudzy zostaną Grecy, aż Troi dobędą.
Jeśli i ci chcą wrócić, niech na nawy wsiędą,
Niech płyną; my haniebnej ucieczki nie dzielem
I póki będziem walczyć oba ze Stenelem,
Aż dumne wywrócimy Ilijonu grody,
Bośmy tu za boskimi przybili powody«.
Rycerski Diomeda głos wszystkich przenika
I zadziwiona rada z poklaskiem wykrzyka,
Gdy stary powstał Nestor: »Godny ojca synu!
Nie tylko słyniesz w polu z rycerskiego czynu
I radą pierwszy jesteś w rówienników rzędzie.
Nikt z Greków czucia twego naganiać nie będzie.
Wszyscy, co tu jesteśmy, zgodzimy się na nie;
Najgłówniejsze atoli opuściłeś zdanie…
Teraz nocy słuchajmy, gotujmy wieczerze,
Niech za murem przy rowie straż mają rycerze!
Najlepiej tę powinność poruczyć młodzieży.
Królu, masz moc, do ciebie rozkazać należy.
Wiekiem zaś oświeconych przywołaj na radę
I daj im, jak przystoi, w namiocie biesiadę…
A kiedy się wybrani wodzowie zgromadzą,
Najlepszą radę przyjmiesz, jaką natchną nieba.
Ach! Jak dziś Grekom rady roztropnej potrzeba!
Trojanin ognie pali przy okrętach blisko:
Któż zimno patrzeć może na to widowisko?
Ta noc lub zgubi wojsko nasze, lub ocali«.
Tak rzekł, a wszyscy jego radzie się poddali.
Wraz się na straż rycerze wyprawiają młodzi:
Nestora syn, Trazymed, najpierwszy wychodzi,
Za nim Jamien, Askalaf, Aresowe syny,
Afarej i Deipir, i śmiałymi czyny
Sławny Meryjon, siódmy – zacny syn Kreona.
Idzie młodzież długimi dzidy uzbrojona,
Siedmiu wodzów, swej rocie każdy przewodniczył,
Każdy pod swoją władzą stu młodzieńców liczył.
Z bronią w ręku przy rowie i murze zasiedli,
Tam zapalili ognie i wieczerzę jedli.
Agamemnon w namiocie swoim stół zastawia
I najcelniejszym wodzom wdzięczną ucztę sprawia.
Nikt sobie tam smacznego pokarmu nie szczędził,
A gdy głód i pragnienie każdy już odpędził,
Starzec, z mądrych mający rad powszechną sławę,
Gorliwy o narodu achajskiego sprawę,
Zaczął swoje wykładać myśli w tym sposobie:
»Królu! Od ciebie zacznę i skończę na tobie.
Ciebie Zeus na czele narodów posadził,
Dał ci berło i prawa, żebyś o nich radził,
Zdania więc pierwszość zawsze przy tobie zostaje.
Ale kiedy kto inny dobrą radę daje,
Słuchać jej powinieneś, a w uważnym względzie
Objąwszy rzeczy, przyjąć to, co lepsze będzie.
Ja wszystko powiem szczerze podług przekonania
I sądzę, że tu nie da nikt lepszego zdania.
Nie dziś je mam dopiero, ale wtedy jeszcze,
Bo klęski przeczuwało we mnie serce wieszcze,
Gdyś, królu, wzięciem branki Achilla rozżalił,
Nikt natenczas postępku twojego nie chwalił.
Ja cię wstrzymać od tego chciałem przedsięwzięcia,
Lecz ty, słuchając dumnej wielkości natchnięcia,
Obraziłeś rycerza, którego czczą bogi,
I dziś jeszcze w namiocie masz jego łup drogi.
Myślmy, jak by w nim zmiękczyć można gniew surowy
Przez miłe upominki, przez słodkie namowy«.
Na to król: »Mądry starcze, zawszem prawdę cenił
I wdzięcznie to przyjmuję, żeś mój błąd wymienił.
Precz, ode mnie nikczemne błędu pokrywanie:
Mąż, którego czci Zeus, sam za wojsko stanie.
Jak tego uczcił, srodze zgromiwszy Achiwy!
Ale kiedy zbłądziłem przez gniew popędliwy,
Chcę go znowu mnogimi złagodzić ofiary.
Wymienię je przed wami, oto moje dary:
Dziesięć talentów złota, siedm trójnogów czystych,
Dwadzieścia naczyń, koni dwanaście ognistych…
Siedm dziewcząt, zaleconych przemysłem i ciałem,
Które, gdy podbił Lesbos, dla siebie wybrałem,
Przenoszące pięknością cały ród niewieści,
A między nimi wzięta Bryzeis się mieści…
To wszystko zaraz weźmie, lecz niech się ukoi.
A jeśli nam pozwolą bogi dobyć Troi,
Kiedy zdobytych łupów będziem czynić działy,
Miedzią i złotem okręt wyładuje cały.
Dwanaście w nim Trojanek najpiękniejszych wsiędzie,
To jest, co najpierwszego po Helenie będzie.
Gdy nas wróconych ujrzy ojczysta kraina,
Za zięcia go przybieram, uczczę go jak syna,
Nie różnię go z chowanym w dostatku Orestem.
Chryzotemis, z cór pierwsza, których ojcem jestem,
Ifijanassa druga, trzecia Laodyka –
Niech wybierze, bez opłat ślub ten go potyka.
Owszem, ja mu dam posag. Nikt tak nie obdarzył
Swej córy, gdy jej związki małżeńskie kojarzył.
Siedm pięknych miast ode mnie wianem odziedziczy…
Otrzyma on to wszystko, lecz niech się nie sroży.
Niechaj da się ubłagać i gniew z serca złoży…«
»Przemożny królu! – Nestor odzywa się stary –
Wielkiej ceny przeznaczasz dla Achilla dary.
Wymieńmy zatem wodzów, którzy bez odwłoki
Do rycerza spiesznymi udadzą się kroki.
Ja powiem, byle nie był wybór mój daremny:
Niech Fojniks ich prowadzi, on bogom przyjemny,
Z nim Odyseusz mową, Ajas sławny dzidą
I dwaj woźni, Eurybat i Odyj, niech idą.
Dajcie wody na ręce, nakażcie milczenie,
Może się skłoni Kronid na nasze westchnienie«.
Mądry wybór Nestora cała rada chwali.
Zaraz woźni na ręce wody im nalali,
A puchary w kwieciste ustrojone wieńce.
Pełne wina, roznoszą między nich młodzieńce.
Gdy bogom należyte oddali ofiary
I sami do dna z winem spełnili puchary,
Posłowie się do swojej zabierają drogi.
Nestor głosem i ręką daje im przestrogi,
Najbardziej zaś Itaki króla upomina,
Aby zmiękczył Peleja zawziętego syna.
Idą brzegiem, szumnymi szturmowanym wały.
I boga, co swym berłem świat ogarnia cały,
Proszą, by mogli skłonić w gniewie duch zacięty.
Wkrótce przyszli, gdzie stały Ftyjotów okręty.
Zastają zajętego graniem bohatyra:
Odzywała się w ręku jego wdzięczna lira
(Łup ten, gdy Teby zdobył, znój jego nagrodził),
Śpiewał rycerskie dzieła, tak swe bóle słodził.
Patrokl siedząc naprzeciw nadstawuje ucha
I w milczeniu do końca jego pienia słucha.
Wtem posłowie wchodzą. Odyseusz na czele,
Stają przed bohaterem. Zadziwiony wiele,
Rzucił lirę i z miejsca natychmiast wyskoczył;
Wstał i Patrokl zdumiony, skoro wodzów zoczył.
»Czyli was tu potrzeba, czyli przyjaźń trudzi –
Rzekł ściskając ich Pelid – miłych witam ludzi.
Choć jestem zagniewany, was uważam przecie
Jako moich najdroższych przyjaciół na świecie«.
To mówiąc, do namiotu swojego wprowadza
I na krzesłach purpurą okrytych posadzą.
Zaraz do Menojtiosa odzywa się syna:
»Największy mi dzban przynieś, nie oszczędzaj wina,
Niechaj czasza przed każdym napełniona stoi!
Przyszli do mnie najlepsi przyjaciele moi«.
Na te słowa czym prędzej Patrokl się zawinie.
Pelid stawia przy ogniu szerokie naczynie,
Kładzie w nie wielkie sztuki kozy i barana,
Mieści się i ćwierć wieprza, tłustością oblana.
Automedon wstrzymywał mięso, Pelid siekał
I porąbane szuki na rożny nawlekał.
Patrokl wielki podnieca ogień silnym tchnieniem,
A gdy już konającym iskrzył się płomieniem,
Solą mięso potrząsa, węgle rozpościera
I obciążone rożny na głazach opiera.
Skoro się zaś upiekło wszystko jak potrzeba,
Z pięknych koszów wykładał Patrokl sztuki chleba;
Achilles mięso dzieli, siedząc z drugiej strony
Przeciw miejscu, gdzie siedział Odyseusz wsławiony.
Lecz i wezwanie bogów nie wyszło z pamięci:
Dla nich Patrokl pierwiastki mięsa w ogniu święci.
Im zgotowana uczta do smaku przypadła,
A kiedy już dość mieli napoju i jadła,
Ajas ostrzegł Fojniksa; lecz Itak nie czekał,
Nalał wina i rzeczy zagaić nie zwlekał:
»Bądź szczęśliwy, Achillu! Uczty nam nie braknie,
I u Atryda mamy, czego serce łaknie,
I od ciebie jesteśmy przyjęci tak hojnie.
Lecz możnali się ucztą dziś bawić spokojnie?
Wielkiej, bogów kochanku, lękamy się klęski.
Jeśli nie błyśnie w twojej ręce miecz zwycięski,
Nie wiem, czy zginie flota, czyli się ocali.
Już ze sprzymierzeńcami Trojanie zuchwali
Obozem nawy nasze otaczają z bliska,
Ogień ich przed greckimi namiotami błyska;
Grożą, iż do okrętów przedrą się ich roty.
Kronid pomyślne znaki daje im przez grzmoty.
Hektor szczęściem nadęty miota się zażarcie,
A czując, że od władcy pioruna ma wsparcie,
Ni się na ludzi ni też na bogów ogląda:
Wściekły, wzejścia Jutrzenki jak najprędzej żąda,
Ażeby do ostatniej przywiózł nas żałoby;
Mówi, że z naw przepyszne pozdziera ozdoby,
Płomieniem nasze zniszczy okręty, a razem
Zdumione Greki w dymie wytępi żelazem.
Lękam się, żebym skutku tych gróźb nie obaczył
I żeby nam okrutny wyrok nie przeznaczył
Daleko od ojczyzny tu zginąć pod Troją.
Wstań więc i choć nierychło, zbaw nas ręką twoją.
Uskrom zuchwałych Trojan w szalonym zapędzie;
Gdy złe już dojdzie kresu, lekarstwa nie będzie.
Po zgubie ból uczujesz, lecz późna ta żałość.
Uprzedź więc dzień okropny i daj Grekom całość.
Ach! Przyjacielu, wspomnij na ojca przestrogę,
W sam dzień, gdy cię wyprawiał do Atryda w drogę:
„Synu – rzekł – jeśli zechce Hera i Pallada,
Ich łaska bohaterską odwagę ci nada;
Ty hamuj dumne serce i umysł niezgięty:
Lepsza ludzkość, silniejsze dobroci ponęty”…
Niech więc rozum nad serca zapałem przemaga!
Agamemnon drogimi darami cię błaga
I byś tylko cierpliwie wysłuchać mię raczył,
Powiem, jakie ci dary dopiero przeznaczył:
Dziesięć talentów złota, siedm trójnogów czystych,
Dwadzieścia naczyń, koni dwanaście ognistych…
Siedm dziewcząt, zaleconych przemysłem i ciałem,
Które, gdyś podbił Lesbos, wziął dla siebie działem,
Przenoszące pięknością cały ród niewieści.
A między nimi wzięta Bryzeis się mieści…
To masz zaraz, jak tylko gniew twój się ukoi.
A jeśli nam pozwolą bogi dobyć Troi,
Kiedy zdobytych łupów będziem czynić działy.
Miedzią i złotem okręt wyładujesz cały:
Dwanaście z tobą niewiast najpiękniejszych wsiędzie,
To jest, co najpierwszego po Helenie będzie.
Gdy wrócim, coś większego masz jeszcze w ofierze:
Uczci cię jako syna, za zięcia przybierze.
Różnicy między tobą i Orestem nie ma.
Rośnie mu trzy cór pięknych, jedna Chryzotema,
Ifijanassa druga, trzecia Laodyka:
Sam wybierzesz, bez opłat ślub ten cię potyka;
Owszem, ojciec da posag; nikt tak nie obdarzył
Swej córy, gdy jej związki małżeńskie kojarzył.
Siedem miast zięć od niego wianem odziedziczy…
Takie skoro gniew złożysz, czyni ci ofiary.
A jeślić nienawistny król i jego dary,
Ulituj się nad Greki w nieszczęściu tak srogiem,
Ty sam będziesz ich zbawcą, ty będziesz ich bogiem.
Oto dzień wielkiej chwały, oto właśnie pora,
Kiedy trupem szczęśliwie położysz Hektora.
Sam się pod oręż stawia w szalonym zapale,
Sam pod oczy przychodzi chlubiąc się zuchwale,
Że mu żaden z rycerzy greckich nie jest rowny«.
Pelid tak odpowiedział: »Odysie szanowny!
Ja wam szczerze wyłożę czucia mojej duszy
I to powiem, od czego nic mię nie poruszy,
Abyście, przedsięwzięcia mojego pamiętni,
Więcej dla uszu moich nie byli natrętni:
W równej mam nienawiści z Hadem obłudnika,
W . którym chytrze odbiega serce od języka.
Otwieram więc myśl moją: i król wasz daremnie,
I kto z Greków rozumie, że ją zmieni we mnie.
Nie ma tu ceny męstwo, za nic krwawe znoje.
Czy kto z nieprzyjacielem ciągle toczy boje
I szuka niebezpieczeństw, czy podle tył poda,
Dla obu tu cześć jedna i jedna nagroda,
Jednak rycerz i gnuśnik równie legną w grobie.
Za tyle prac i znojów cóżem zebrał sobie?
Com zyskał, w każdym boju mogąc paść bez duchu?
Jak ptaszek, mając dzieci w miękkim jeszcze puchu,
Szuka żeru, o sobie dla nich nie pamięta,
Byleby tylko lube pożywił pisklęta:
Tak ja w nocach bezsennych ciężkiem znosił trudy,
We dnie się z walecznymi potykałem ludy,
Brodziłem ustawicznie we krwi nie znużony,
Piersi moich za wasze nadstawiając żony.
Dwanaście miast dobyłem z okręty mojemi,
Jedenaściem ich pieszy, zwalił na tej ziemi:
Wziąłem łupy, mogłem się zbogacić niezmiernie
Lecz wszystko Atrydowi oddawałem wiernie.
Siedząc przy flocie, z mojej pracy się nadymał,
Mało rozdał, a więcej dla siebie zatrzymał…
Brankę mi wziął, mnie zdradził: próżne teraz żale,
Próżno mię szuka podejść, znam go doskonale.
Niech z wodzami, niech z tobą radzi, cny Odysie,
Jak odeprzeć te ognie, które Troja niesie.
Niemałych on beze mnie już dokazał rzeczy.
Mur wyniósł, rów wykopał dla Trojan odsieczy.
Jeszcze palami szańce nasrożył dokoła;
Przecież i tak Hektora zatrzymać nie zdoła.
Dopókim ja na czele Greków na plac chodził,
Hektor od murów z dala potyczki nie zwodził,
Pod bramą stał i bukiem – raz na mnie zaczekał,
Ale gdym się przybliżył, natychmiast uciekał.
Już ja na niego więcej nie jestem zawzięty.
Z pierwszą Jutrzenką spycham na morze okręty.
Gdy z bogami Zeusa świętym uczczę darem
I wyładuję nawy kosztownym ciężarem,
Obaczysz je, gdy zechcesz, na płynnej przestrzeni
I jak od gęstych wioseł morze się zapieni.
Jeśli Posejdon dobrą żeglugę dać raczy,
Ojczystą ziemię flota za trzy dni zobaczy…
I drugim Grekom radzę powrócić do domu:
Nie legnie od waszego Ilijon pogromu.
Ma Troja wojska mężne, Zeus jej obrońca;
Nigdy wy pracy waszej nie ujrzycie końca.
Nieścież odpowiedź wierną, jak posłom przystoi,
Że Pelid nigdy gniewu swego nie ukoi,
Że trwały w przedsięwzięciu. Przez inną więc radę
Niech oddalą od wojska i floty zagładę,
Bo na mnie polegają wcale bezrozumnie.
Fojniks niech tu zostanie i nocuje u mnie
Jutro na okręt ze mną wsiędzie, gdy stąd ruszę,
Lecz jeżeli sam zechce, bo go nie przymuszę«.
Skończył, a na te słowa oniemiały posły:
Zdziwiła ich odmowa i ton tak wyniosły.
Aż z płaczem Fojniks drżący nad okrętów losem
Przerywanym jękami zaczął mówić głosem:
»Jeżeli, Achillesie, ruszasz stąd okręty,
Nie chcesz floty ocalić i w gniewie zawzięty
Zamiast uśmierzenia się jątrzysz w sercu ranę,
Jakże tu sam, bez ciebie, mój synu, zostanę?
Mnie ojciec twój powierzył młode lata twoje,
Kiedy cię za Atrydem wysyłał na boje.
Nie znałeś jeszcze ani Aresowej sprawy,
Ani sztuki mówienia, z której tyle sławy.
Chciał więc twą niedojrzałość przeze mnie prowadzić,
Byś umiał dzielnie walczyć i rozsądnie radzić.
Synu! Nic mię od ciebie oderwać nie zdoła,
Ni choćby zetrzeć zmarszczki chciał bóg z mego czoła,
Wrócić kwitnącą młodość, jaki wtenczas byłem,
Gdy dla niechęci ojca Grecyję rzuciłem. . .
Uciekałem przez wielkie Grecyi płaszczyzny,
Aż wreszcie obaczyłem Ftyjotów grunt żyzny,
I w trzody zamożysty i obfity w zboże.
Nic z Peleja przyjęciem zrównać się nie może,
Kochał mię, jak dla syna człowiek ma kochanie,
Gdy wpośród zbiorów ojcem na starość zostanie.
On mię bogactwy, on mię chwałą przyozdobił,
On dał berło i królem Dolopów mię zrobił.
A ty, czym dzisiaj jesteś, Achillesie boski,
To najwięcej sprawiły moje czułe troski.
Jam cię zawsze na obiad do stołu prowadził:
Pókim cię na kolanach moich nie posadził,
Nie chciałeś brać pokarmu. Jam do ust przytykał
Czaszę, jam dawał sztuczki, któreś ty połykał.
Częstoś na szatę pokarm rzucił z ust dziecięcych.
Przykrość w pielęgnowaniu twych lat niemowlęcych
Znosiłem w tej nadziei, że gdy bóg przeszkodził,
Ażeby się potomek z mych bioder urodził,
Ciebie, plemię Peleja, za syna przyswoję,
I ty przeciw nieszczęściu wesprzesz starość moję.
Uśmierz, się Achillesie! Jaki zakał szpetny,
Gdyby był niezbłagany umysł tak szlachetny!
Bogowie, wyżsi od nas cnotą, stopniem, władzą,
Jednak ludziom grzeszącym ubłagać się dadzą,
I choć już są gotowi ciężkie zesłać kary,
Łagodzą się przez prośby, kadzidła, ofiary.
Wszakże prośby Ze-usa wielkiego są plemię:
Ułomne, słabą nogą wędrują przez ziemię,
Z czołem zmarszczką pokrytym, ze spuszczonym okiem.
Idą ciągle za Winą: ona silnym krokiem
Poprzedza je i szkody między ludźmi sieje;
Próśb ręka na jej rany słodki balsam leje.
Gdy przyjdą do człowieka, a ten ich usłucha,
Na jego ślub chętnego nadstawują ucha:
Kto je odrzuca, Zeus mści się tej pogardy,
Zsyła Winę i przez nią karze umysł hardy.
Uczcij je, Achillesie! Hołdów ci nie skąpią,
Którym i najzaciętsze umysły ustąpią.
Gdyby trwał w złości Atryd, uznać błąd swój zwlekał,
Gdyby darów nie dawał, innych nie przyrzekał:
Choć Greków stan okropny, nigdy bym atoli
Nie żądał, byś gniew złożył i wsparł ich w niedoli.
Dziś, gdy wiele, na przyszłość więcej jeszcze daje,
Gdy cię przez pierwszych mężów błagać nie przestaje
I którzy są najlepsi przyjaciele twoi,
Ni prośbą ich ni przyjściem gardzić nie przystoi.
Dotąd żal twój był słuszny, odtąd już nie będzie.
Znamy, jak dawni mieli cześć na wielkim względzie,
Zwyciężali gniew jednak i serce uporne,
Błagali się przez dary, przez prośby pokorne… «
»Ojcze Fojniksie! Starcze kochany od nieba –
Rzekł Achilles – mnie wcale takiej czci nie trzeba:
Kronid, pan niebios, chwałą zaszczyci mię wszędzie:
I sam, póki ożywać te piersi duch będzie
I póki pełen zdrowia kolanami władam,
Zachowam ją. Ty słuchaj, co ja ci przekładam:
Nie przychodź dla Atryda jęczeć tu i szlochać,
Nieprzyjaciela mego ty nie możesz kochać:
Miłego w tobie męża wnet bym znienawidził:
Kim ja się brzydzę, trzeba, byś ty się nim brzydził.
Dziel moją cześć! Odpowiedź przez tych będą mieli;
Ty zostań i na miękkiej śpij u mnie pościeli.
Skoro błyśnie Jutrzenka, za pierwszym zaraniem
Naradzim się, czy ruszym, czy jeszcze zostaniem«.
To rzekłszy, Patroklowi przez oka skazanie
Zalecił dla Fojniksa gotować posłanie
Chcąc, by prędzej myślały o powrocie posły.
Natenczas się odezwał tak Ajas wyniosły:
»Pójdźmy, synu Laerta, nie masz tu co bawić,
Żadnego skutku prośby nie są zdolne sprawić.
Na radzie wybór greckich bohaterów siedzi
I niecierpliwie czeka jego odpowiedzi.
Odnieśmy oną wiernie, jakożkolwiek smutna.
Lecz w Achillesie dusza twarda i okrutna:
Niezbłagany! Upornie w swym gniewie się zaciął,
Gardzi czcią wszystkich Greków, szacunkiem przyjaciół.
Zawzięty! Nielitosny! A wszakże zapłata
Niejednemu nagradza śmierć syna i brata;
Dawszy okupy siedzi spokojnie morderca,
Tamten zapał umarza zjątrzonego serca.
Ty duszę masz niezgiętą, ćmiącą twe zalety.
I o cóż ten gniew straszny? Dla jednej kobiety!
Teraz ci dajem siedem prześlicznej urody,
Niesiem dary, Achillu! Nakłoń się do zgody!
Szanuj wreszcie dom własny i pamiętaj o tem,
Że jak posły pod twoim jesteśmy namiotem:
Sama tu przyjaźń krokom naszym przewodniczy,
Nikt cię więcej nie kocha, nikt lepiej nie życzy«.
Na to Achilles: »W pierwszej cenie jesteś u mnie,
Lubię twoją otwartość, mówiłeś rozumnie.
Ale mi serce wzdyma ta sroga ohyda:
Taką krzywdę poniosłem przez dumę Atryda,
Jakbym był najpodlejszy na ziemi wyrzutek!
Wy idźcie i poselstwa opowiedzcie skutek… «
Tak rzekł; oni wracają, Odys im przywodzi.
Patrokl zaleca brankom i przytomnej młodzi
Czym prędzej dla Fojniksa zgotować posłanie:
Ścielą kobierce, płótno i skóry baranie.
Śpi starzec oczekując Jutrzenki powrotu.
Pelid się kładzie w głębi swojego namiotu. . .
Przyszły posły, witają ich wodze koleją
Z czaszą w ręku, a między trwogą i nadzieją,
Pytają, jaki skutek ich poselstwo niesie.
Pierwszy rzekł Agamemnon: »Powiedz, Odyssesie,
Czy chce odeprzeć ogniem grożące Trojany,
Czyli też w swoim gniewie trwa nieubłagany? «
Zahartowan był Odys na wszystkie zdarzenia:
»Królu – rzecze – nic jego serca nie odmienia:
Zamiast by się ubłagał, nie ma w gniewie miary,
Prośby twoje odrzuca, gardzi twymi dary.
„Niech Atryd – rzekł – z innymi wodzami się trudzi,
Jakby wyrwał od zguby i flotę, i ludzi”.
Grozi, że skoro tylko pierwsze błyśnie zorze,
Natychmiast zepchnie swoje okręty na morze.
„I drugim – przydał – Grekom radzę iść do domu:
Nie legnie od waszego Ilijon pogromu.
Ma Troja liczne wojska, Zeus jej obrońca;
Nigdy wy pracy waszej nie ujrzycie końca”.
Takie są jego słowa. Jeśli się podoba,
I Ajas, i dwaj woźni, ludzie mądrzy oba,
To, com powiedział, swoim potwierdzą wyrazem;
Fojniks zaś tam nocuje, za jego rozkazem.
Jutro z nim, jeśli zechce, na okręty wsiędzie,
Lecz ma wolność zupełną, musić go nie będzie«.
Skończył, a na to rada oniemiała siedzi,
Dumnym zdziwiona tonem jego odpowiedzi;
I długi czas im smutek słowa wyrzec nie da,
Aż nareszcie mężnego słyszą Diomeda:
»Obyś był przed Achillem, królu, się nie schylał!
Obyś był się dla niego tak szczodrze nie wylał!
Dość już dumny, na większąś dumę dziś go wsadził.
Nie myślmy więcej o nim. Sam on będzie radził,
Czy ma płynąć, czy zostać. Lecz ujmie się broni,
Kiedy go własny zapał lub który bóg skłoni.
A teraz wszyscy chciejcie pójść za zdaniem mojem:
Gdyśmy się zasilili jadłem i napojem,
Bo niewiele wart rycerz, którego głód ciśnie,
Idźmy spocząć; a skoro Jutrzenka zabłyśnie,
Ustaw, królu przed flotą jazdę i piechotę,
A głosem i przykładem pobudzaj ochotę«.
Tak rzekł wielki Diomed. Jego męska rada
Całemu zgromadzeniu do serca przypada.
Leją wino, wraz każdy do siebie pospiesza;
Kładą się, sen ich prace i troski zawiesza.