(Przekład: Franciszek Ksawery Dmochowski.)
Pieśń VII
Pojedynek Hektora z Ajasem. Pogrzeb poległych
To mówiąc Hektor z bramy natychmiast wyskoczył,
I piękny za nim Parys udać się nie zwłoczył,
Równie obadwa chciwi boju z miasta wyśli.
Jak się cieszą majtkowie mając wiatr po myśli,
Kiedy na morzu długo wiosłami robili,
A praca nieprzerwana i znój ich wysili:
Tak uwesela Trojan dwu wodzów przybycie. . .
Tych skoro Pallas Greki bijących postrzegła,
Bystrym lotem z Olimpu wysokiego zbiegła
Ku świętym Troi murom. Ale gdy ją zoczył,
Troi chcący zwycięstwa, natychmiast wyskoczył
Z Pergamu silnej wieży bóg srebrnego łuku.
Zabiegli sobie drogę przy Zeusa buku
I zaraz Feb w te słowa pierwszy się odzywa:
»Po coś przyszła z Olimpu, o bogini mściwa?
Po co spieszysz do boju z twarzą zagniewaną?
Chcesz- li wątpliwą dotąd Grekom dać wygraną?
Żadnej nie masz litości, że giną Trojanie.
Lecz gdybyś tylko chciała przystać na me zdanie.
Lepiej dziś wstrzymać zapał wojny i niezgody;
Znowu potem do broni wezmą się narody,
Aż się na koniec Troja zagrzebie w ruinie,
Kiedyście tak zawzięte przeciw niej, boginie«.
A na to modrooka Pallas odpowiada:
»Taż sama myśl, co tobą, moim sercem włada;
Po to przyszłam z Olimpu. Jakiegoż sposobu
Użyjem, by zatrzymać zajadłość wojsk obu? «
»Jest pewny środek – rzecze bóg łuku Palladzie. –
Wzbudźmy w Hektorze męstwo, lecz przy takiej radzie:
Niechaj z Greków którego wyzwie wojownika
I niechaj się z nim w polu sam na sam potyka.
Dotknięci tym Achaje spośród swych rycerzy
Znajdą takiego, który z Hektorem się zmierzy«.
Taki środek Palladzie do serca przypada.
Usłyszał Helen wieszczek, jaka bogów rada.
Zatem czasu nie tracąc, w tejże teraz porze
Przybliża się do wodza i mówi: »Hektorze,
Równy w radzie z Zeusem, który rządzi światem,
Przyjmiesz- li zdanie moje? Wszak ci jestem bratem:
I Achajów, i Trojan wstrzymaj od oręża,
Sam zaś najdzielniejszego z Greków wyzwij męża.
Jeszcze cię dzisiaj na śmierć nie skazują losy:
Słyszałem ja dopiero samych bogów głosy«.
Tak rzekł wieszczek, a Hektor niezmiernie się cieszy.
Zatem wziąwszy w pół oszczep, między wojska śpieszy
Wstrzymując Trojan, których w trud Ares zaprzągnął.
Stanęli: Agamemnon Achaje powściągnął.
Nowym rzeczy widokiem chciwe pasąc oko,
Apollo i Pallada siadają wysoko
Na buku Zeusowym, właśnie jak dwa sępy.
Z obydwu stron ściśnione usiadły zastępy;
Gęste dzidy srożeją i twarde przyłbice.
Jak srogi widok morza, gdy smutne ciemnice
Niesie zrywającego się Zefiru wianie:
Tak srodzy się wydają Grecy i Trojanie.
Hektor w środku, od wszelkiej bojaźni daleki:
»Słuchajcie mię Trojany i waleczne Greki,
To, co mi serce każe, odkryję wam szczerze:
Pan górny próżne nasze uczynił przymierze
I nieszczęścia dla obu gotuje narodów,
Aż lub wy dobędziecie pysznych Troi grodów,
Lub ostaniecie zbici przy okrętach sami.
Są wybrańsi rycerze, Grecy, między wami:
Którego więc zapala ogień wojownika,
Niech wyjdzie, niech się z mężnym Hektorem potyka!
To mówię, ty Zeusie bądź świadkiem przysięgi!
Jeśli mię przeciwnika zwali pocisk tęgi,
Zbroję weźmie, lecz ciało odeśle do Troi,
By mi Trojanki lube i Trojanie moi
Ostatnią cześć oddali w ogniu i pogrzebie.
Jeśli ja go zwyciężę za twą łaską, Febie,
Zbroję wezmę i Trojan tym łupem ucieszę,
Który przy Apollina świątyni zawieszę;
Ciało do naw odeślę, by greckie narody
Sprawiły rycerzowi pogrzebne obchody
I pamiątkę na brzegu Hellespontu wzniosły.
Kiedyś, morze licznymi przerzynając wiosły,
Kto tam przyjdzie, tak powie: „Tu grób wojownika,
Który, kiedy się mężnie z Hektorem potyka,
Upadł smutnie na ziemię od jego pocisku”.
Tak powie, a ja chwałę niezgasłą mam w zysku«.
Rzekł, a na to jak wryci wszyscy Grecy stali,
Wstydzili się odmówić, a przyjąć się bali.
Co postrzegłszy Menelaj, bardzo się zasmuca,
Wstaje i tę im hańbę na oczy wyrzuca:
»O kobiety, nie męże! Chełpliwi junacy!
Co za hańba dla Greków, jeżeliście tacy,
Że żaden z was iść nie chce na Pryjama syna!
Kiedy bojaźń haniebna serca wasze ścina,
Obyście, tak niepomni o was i narodzie,
Rozsypali się w ziemi, rozpłynęli w wodzie!
Ja więc na niego w zbrojnej wychodzę odzieży;
Wiem, że od woli bogów zwycięstwo zależy«.
To powiedziawszy wciąga rycerskie pokrycie.
Już byś był, Menelaju, pewnie stracił życie
Pod Hektora prawicą, bo większej był siły,
Gdyby natychmiast wodze Greków nie skoczyły
I nie wstrzymały zguby chcącego zuchwale.
Pierwszy król Menelaja powściąga w zapale,
Agamemnon, którego najwyższa jest władza;
Bierze brata za rękę i tak mu odradza:
»Skąd w tobie, Menelaju, ten zapęd niewczesny?
Wstrzymaj się, choć krok taki dla ciebie bolesny!
Więc mierzyć się z mocniejszym chęć w tobie tak skora?
Więc na strasznego drugim ty pójdziesz Hektora? . . .
Usiądź raczej spokojnie pośród twoich ludzi,
Innego nań rycerza naród grecki wzbudzi… «
Skłonił król Menelaja rozsądnymi słowy,
Nie wzbrania się uczynić radzie mądrej zadość,
Co niezmierną sprawiło w sługach wiernych radość;
Zaraz więc z ramion króla świetne zdjęli zbroje –
Natenczas tak rozwodzi Nestor żale swoje.
»Ach! Jak smutna dla ziemi achajskiej żałoba!
Jak stary jęknie Pelej, Ftyjotów ozdoba,
Dla rady i mądrości godzien wiecznej sławy!
Niegdyś on w domu swoim pytał mię ciekawy,
Którzy i z jakiej idą krwi bohaterowie;
Dzisiaj, jeśli o takiej niesławie się dowie,
Że wszystkich trwożył Hektor, wzniesie ręce obie,
Prosząc bogów, by poległ jak najprędzej w grobie.
O Pallado! O Febie! I ty ojcze świata!
Czemuż teraz tych nie mam, jakie miałem lata!
Gdy pod Fei murami, przy Jardanie zdroju
Pylowie z Arkadami stanęli do boju!
Tam jako bóg – Ereutal w postaci olbrzyma
Staje pierwszy, a w ręku broń Arejta trzyma,
Którego i dziewice, i męże przed wiekiem
Nazywali „z ogromną maczugą człowiekiem”;
Bo nie łukiem on walczył ani dzidą długą,
Ale żelazną szyki rozrywał maczugą.
Tego Likurg podstępem, nie siłą obalił,
W ciasnej zaszedłszy drodze, ani go ocalił
Żelazny pocisk w ręku, którym postrach szerzył;
Pchnął go Likurg, on ciałem o ziemię uderzył.
Odarłszy z niego łupy, Aresowe zbroje,
Sam się w nie zwykł ubierać, gdy chodził na boje.
Lecz gdy już wieku został przytłoczon ciężarem,
Ereutal je, towarzysz, wziął od niego darem.
W tej on zbroi wyzywał wszystkie nasze wodze:
Lecz największe umysły w takiej były trwodze,
Iż z tym groźnym olbrzymem spotkania się bały.
Choć najmłodszy ze wszystkich, ja tak byłem śmiały,
Żem wyszedł przeciw niemu z twarzą niezmieszaną.
A Pallas uwieńczyła mój oręż wygraną.
Powaliłem olbrzyma, widziałem, jak brzemię
Ogromnych jego członków upadło na ziemię.
Obym dziś miał tę żywość, tę młodość w tej porze!
Walczyłby godny ciebie przeciwnik, Hektorze!
Z was, których w pierwszym rzędzie rycerzów świat liczy,
Żaden sobie spotkania z Hektorem nie życzy«.
Tak starzec ich upomniał. Wraz dziewięciu wstaje:
Agamemnon, którego wodzem lud uznaje,
Potem silny Diomed, greckich wojsk ozdoba,
Potem najchciwsi boju Ajasowie oba,
Po nich zaś Idomenej, Krety wódz szanowny,
I Merion, Aresowi z dzidą w ręku równy:
Po nich zacny Eurypil, do bojów pochopny,
Po nim Toas, nareszcie Odyseusz roztropny.
Chęć walczenia z Hektorem we wszystkich gotowa,
Kiedy poważny Nestor przemawia w te słowa:
»Oddajcie rzecz losowi! Kogo los wyznaczy,
Przez tego się dźwignionym lud grecki obaczy;
I sobie dobrze zdziała, nie tylko ojczyźnie,
Jeśli z tej bitwy strasznej cały się wyśliźnie«.
Rzekł, a oni z przydaniem każdy swego znaku
Losy w Agamemnona złożyli szyszaku.
Wojska wzywają bogów, ręce w górę wznoszą
I tymi słowy pana nieśmiertelnych proszą:
»Daj, niechaj los Ajasa lub Tydejda padnie,
Lub króla, co w Mykenach możnych berłem władnie! «
Tak się modlą, do nieba obróciwszy oczy.
Wtem Nestor zatrząsł szyszak. Natychmiast wyskoczy
Żądany los Ajasa, Telamona syna,
Woźny go z prawej strony obnosić zaczyna
Przez wszystkie, co włożyli swe znaki, rycerze,
Lecz za swój nie uznając, żaden go nie bierze.
Kiedy zaś przed Ajasem niezwalczonym staje,
Ten ściąga po los rękę i za swój uznaje,
I rzuciwszy na ziemię swą radość tłumaczy:
»Los jest mój, przyjaciele, i dobrze się znaczy:
Że Hektora zwyciężę, mam pewną nadzieję.
Wy tymczasem, nim zbroję rycerską przywdzieję,
Proście za mną Zeusa, ale proście w ciszy,
Niech waszej nieprzyjaciel modlitwy nie słyszy.
Lub raczej proście głośno! Nie znam w sercu trwogi,
Przed nikim z ludzi nie drżę ani cofam nogi.
Mniemam, że gdy w rycerskiej Salaminie wzrosłem,
Znam się niepoczątkowo z Aresa rzemiosłem«.
Rzekł, wojsko wzywa bogi w pokornych odgłosach:
»Panie, co władasz ziemią, co rządzisz w niebiosach,
Co opatrznymi wszystko ogarniasz oczyma,
Daj, niech Ajas zwycięstwo i chwałę otrzyma!
A jeśli i Hektora miła ci osoba,
Niech mają równą siłę, równą chwałę oba! «
Tak się modlą, a rycerz w świetną miedź się stroi;
Kiedy zaś cały stanął w bohaterskiej zbroi,
Sążnistym idzie krokiem. Z jaką Ares miną
Dąży w pole, gdzie wojska w krwawej rzezi giną,
Tak na plac boju wielki Ajas szedł z pośpiechem:
Twarz groźna się uśmiecha, lecz dumnym uśmiechem;
Długą wstrząsając dzidą wielkim stąpa krokiem.
Cieszą się Grecy męża takiego widokiem,
A Trojanie się zlękli na jego spojrzenie:
Nawet serce Hektora zimne przeszło drżenie,
Lecz ni bać się, ni cofać nie była już pora,
Pierwsze bowiem wyzwanie poszło od Hektora.
Zbliży się, na kształt wieży niosąc puklerz, który
Zrobił Tychej siedmioma powlekłszy go skóry:
W Hyli mieszkał, ze skórnych pierwszy rzemieślników;
Ten dobrze wytuczonych siedm zarzezał byków
I nie naśladowany w swym wielkim przemyśle,
Ósmą blachą umocnił siedm skór zbitych ściśle.
Takim Ajas puklerzem swe piersi okrywa
I zbliżywszy się groźnym tonem się odzywa:
»Gdy się moja sam na sam ręka z twoją zmierzy,
Poznasz, Hektorze, jakich my mamy rycerzy. . .
Którym rycerski z tobą niestraszny uczynek.
Ale nie zwlekaj boju, zacznij pojedynek! «
A Hektor: »Cny Ajasie, nie trwóż ty mnie słowy,
Nie doświadczaj jak dziecka albo białogłowy,
Co nie znał dzieł wojennych! Bo rycerskie sprawy
Od kolebki są dla mnie najmilsze zabawy.
Na prawej i na lewej umiem trzymać tarczę,
Tak że niezmordowany długo bić wystarczę,
Piesze w tańcu Aresa zdolnym zwodzić bitwy
I ogniste na dzielnych rumakach gonitwy.
A skoroś taki, skrycie pociskiem nie mierzę,
Lecz jeśli mi się uda, otwarcie uderzę«.
To rzekł i dzidę rzucił, a pocisk gwałtowny
Trafia w puklerz Ajasa siedmią skór warowny:
Przebija blachę z miedzi i sześć skór przedarła
Silna dzida, w ostatniej ledwie się oparła.
Znowu Ajas szlachetny swą dzidą niezłomną
Mierzy i trafia w tarczę Hektora ogromną:
I przez tarczę gwałtowny grot drogę otwiera,
I kirys, mocno tkany, na ciele przedziera
I na boku od wnętrza szatę mu przewierci:
Schylił się zręcznie Hektor i wydarł się śmierci.
Oba z puklerzów dzidy wyciągnąwszy razem,
Z bliska sobie śmierć niosą zabójczym żelazem:
Bo jak lwy ścierwo żrące lub zajadłe dziki,
Równie oba zawzięte walczą wojowniki.
Uderza w puklerz Hektor, lecz go nie przebija:
Twardą miedzią odparty grot dzidy się zwija.
Ajas razy po razach zadawać pośpieszał,
Wpadającego nagle bohatera zmieszał
I zadrasnął go w szyję żeleźcem pociska;
Jemu natychmiast z rany krew czarna wytryska.
Lecz i tak mężny Hektor pola nie odbieżał:
Cofnąwszy się, głaz porwał, co na ziemi leżał,
Głaz wielki, chropowaty, i silnym ramieniem
W twardy puklerz Ajasa ugodził kamieniem:
Zaraz miedzi chrapliwe ozwały się jęki.
Lecz Ajas jakby młyński kamień wziął do ręki
I kręcąc go, niezmierne swe siły natęża:
Leci ogromny kamień z rąk ogromnych męża.
Strzaskał puklerz, stłukł nogi: bohater się wzdrygnął.
Upadł na wznak z puklerzem, lecz go Feb podźwignął
Już i mieczów rycerze dobywają groźnych,
Gdy się do nich szanownych dwu zbliżyło woźnych
(Urząd poselstwem bogów i ludzi wsławiony):
Idej przyszedł z trojańskiej, Taltyb z greckiej strony.
Ci berła wśród zajadłych bohaterów kładą,
A Idej pierwszy rzecze, mądrą znany radą:
»Przestańcie już, synowie, już walczyć nie trzeba,
Bo obydwu zarówno kochają was nieba.
Znamy, żeście obadwa niezwalczonej mocy,
Ale noc się przybliża, ustąpcie więc nocy«.
Na to Ajas mądremu rzecze Idejowi:
»Hektora zobowiążcie, niech on oto mówi:
On nadzwyczajnym wszystkich nas wyzwał przykładem,
Więc, co zrobi, ja chętnie jego pójdę śladem«.
A Hektor: »Gdy, Ajasie, masz od bogów tyle,
Że twa roztropność równa odwadze i sile,
Bo ci w odwadze wszyscy ustąpią Achiwi,
Nie chciejmy w pojedynku dziś być uporczywi.
Jeszcze się w polu sławy zetrze nasze męstwo,
Aż wreszcie mnie lub tobie da wyrok zwycięstwo. . .
Lecz dary wzajemnymi uprzedźmy rozstanie,
Aby o nas mówili Grecy i Trojanie:
„Walczyli w gniewie, który mężne serce bodzie,
A rozeszli się z sobą w przyjaźni i zgodzie! „«
To do Ajasa Hektor wyrzekłszy szlachetny,
Ze srebrnymi pochwami podał mu miecz świetny
I pas rycerski przydał na dowód szacunku;
Ajas mu purpurowy dał pas w podarunku.
Rozchodzą się rycerze: ten do Greków śpieszy,
A Hektor się udaje do trojańskiej rzeszy.
Jaką się ich radością serca rozpływały,
Że spod silnej Ajasa ręki wyszedł cały!
A zatem go do miasta weseli prowadzą,
Lecz że go widzą, ledwie oczom wiarę dadzą. . .
Grecy czuwają, póki cień nocy nie minie,
I miłej używają ochoty przy winie.
Trojanie jedzą w mieście i ich przyjaciele.
Ale gniewny gotuje Kronid nieszczęść wiele.
Grzmi strasznie. Ci na ziemię zbledli wino leją,
I poty do ust czaszy przybliżyć nie śmieją,
Póki bogu pioruna nie zrobią ofiary;
Kładą się, a sen słodkie na nich sypie dary.