(Przekład: Franciszek Ksawery Dmochowski.)

Pieśń XVI
Pieśń o Patroklosie

Kiedy ci przy okręcie zwodzą bój okrutny,
Przed obliczem Achilla staje Patrokl smutny;
A jako zdrój spod skały hojne wody toczy,
Tak obfitymi łzami płyną jego oczy.
Wzruszon Pelid tak mówić do niego zaczyna:
»Patroklu! Czemu płaczesz, jak mała dziewczyna,
Która za matki śladem drobnym krokiem goni,
Chwytają za skraj szaty i rzewne łzy roni,
I twarzą jej przesyła chęci niemowlęce,
Aż ją zmiękczona matka weźmie na swe ręce.
Ach! Tak miękkie łzy płyną Patroklowi memu.
Czy zwiastujesz co wojsku? Czy też mnie samemu?
Czyś odebrał wieść jaką smutną po kryjomu?
Ale mówią, że żyje Menojtijos w domu;
Że Pelej Myrmidony rządzi w szczęściu, w chwale:
Ich by śmierć najdotkliwsze sprawiła nam żale.
Czy nad Grekami płaczesz, że przy nawach giną?
Własną oni ściągnęli te nieszczęścia winą.
Lecz mów! Oba wszak sobie jesteśmy najszczersi«.
Na to Patrokl, westchnąwszy z głębokości piersi:
»Daruj łzom, najmężniejszy z Greków, przyjacielu!
Trudno ich nie wylewać wśród nieszczęść tak wielu…
Oby nigdy gniew taki nie zajął twej duszy!
Godnaż chwały w złem stałość? Nic cię więc nie wzruszy?
Jeśli Greków nie wesprzesz w tak okrutnej dobie,
Któż z rąk twych będzie pomoc obiecywał sobie?
Gniew ten ród boski w tobie ściera do ostatka:
Nie jest Pelej twój ojciec ni Tetys twa matka,
Ale cię wyrzuciły groźne morza wały,
Albo tak twarde serce z twardej kute skały.
Jeśli niechęć do boju wyrok w tobie sprawił
Lub jeśli ci co Zeus przez matkę objawił,
Pozwól, niechaj ja pójdę z mężnymi Ftyjoty
I za bogów pomocą zbawię greckie roty.
Daj twą zbroję! Trojanin, tę ujrzawszy postać
I mnie biorąc za ciebie, nie będzie śmiał dostać,
Wstrzyma zapęd; Grek wytchnie, gdy wsparcie obaczy,
A i lekkie wytchnienie wiele w boju znaczy.
Kiedy świezi wpadniemy na lud zmordowany,
Samym krzykiem odeprzem pod miasto Trojany«.
Tak Patrokl do Achilla tkliwy głos zanosił.
Nieszczęśliwy! Nie wiedział, że o zgubę prosił.
Pelid ciężko wzdychając tych słów mu udziela:
»Cóż ja to z ust mojego słyszę przyjaciela?
Ani wyrok do boju niechęć we mnie sprawił,
Ani mi też co Zeus przez matkę objawił,
Lecz mi stoi w pamięci męża czyn gwałtowny.
Co za hańba! Rownego śmiał pokrzywdzić rowny
I użyć władzy swojej na gwałtu narzędzie!
Ta obelga niełatwo w sercu startą będzie:
Owoc mych trudów, dana po dobyciu miasta,
Gwałtem z rąk przez Atryda wydarta niewiasta…
Ale przeszłe zostawmy rzeczy w niepamięci,
Nie przystoi mi w wiecznej uprzeć się niechęci!
Powiedziałem: nie pierwej skrócę gniew zawzięty,
Aż bitwa o tesalskie otrze się okręty…
Teraz idź, wpadnij na nich, Patroklu waleczny,
Oddal od floty greckiej wyrok ostateczny,
By nie rzucili na nią ognistej pożogi
I nie przecięli wojsku do powrotu drogi! . . .
A gdy od naw odeprzesz Trojan, wracaj do mnie,
Choćby ci szczęścił Zeus, użyj szczęścia skromnie
I staraj się powściągać twą zwycięską dzidę!
Beze mnie walcząc, moją zwiększyłbyś ohydę.
Niechże twojego serca zwycięstwo nie poi,
Strzeż się wojska prowadzić aż pod mury Troi! . . .
Gdy w naw zbawieniu nasze chęci się uiszczą,
Zostaw obadwa wojska, niech się w polu niszczą«.
Tymczasem silny Ajas już ulec był bliski,
Zeus go tłoczy i Trojan biją nań pociski.
Świetna przyłbica, gęstym uderzana ciosem,
Wedle skroni straszliwym jęczała odgłosem,
Dłoń słabnie pod ciężarem wielkiego puklerza,
Jednak z miejsca nie mogli wyruszyć rycerza.
Zatchnęły mu się piersi tak, że ledwie zieje,
Z członków jego pot słonym strumieniem się leje,
Jedne odeprze, leci druga dzida skorsza;
Zemdlał, coraz się więcej jego stan pogorsza.
Muzy! Które dzierżycie dom Zeusa święty,
Mówcie, jak płomień greckie zapalił okręty!
Na dzidę, którą Ajas walecznie się składał,
Wpadł Hektor i ogromnym cios mu mieczem zadał.
Odcięta miedź od drzewca przeraźliwie dzwoni
I daleko upada, a bohater w dłoni
Drąg stępiony daremnym obraca zamachem.
Uznał w tym dzieło bogów, zimnym zadrżał strachem
I nie wątpił, że Zeus niszczy jego trudy,
A obdarzyć zwycięstwem chce trojańskie ludy.
Spośród grotów ustąpił wyparty gwałtownie.
Trojanie zewsząd niosą rozżarzone głownie,
Pali się okręt, smolne zajmują się sosny.
Bije w się w uda Pelid i mówi żałosny:
»Przyspieszaj, o Patroklu, twoje przedsięwzięcie!
Nieprzyjacielski ogień widzę na okręcie.
Ocal flotę, powrotu naszego nadzieję,
Weź oręż, a ja wojsko zbiorę i zagrzeję«.
Rzekł; Patrokl się natychmiast uzbrajać poczyna:
Srebrną haftką na nogach kształtny obuw spina,
Pyszny Ajakowego pancerz bierze wnuka,
W który blaski gwiazd cudna wyraziła sztuka;
Miecz ciężki z brązu wiesza na silne ramiona,
Błyszczy mu się głowica srebrem ozdobiona;
Nieprzebitym pokryciem zabezpiecza zdrowie
Mocny na piersiach puklerz, a szyszak na głowie;
Z końskich włosów na hełmie wspaniałym uwita,
Pływając, strach daleko niesie groźna kita.
Wziął i silne oszczepy, lecz równe swej dłoni;
Dzidy tylko nie zabrał z przyjaciela broni. . .
Automedon ogniste zaprzęga rumaki.
Po Achillu, ścielącym trupami orszaki,
Patroklowi najwięcej Automedon miły,
Bo doznał w bojach jego i wiary, i siły.
Ksant i Balios w zaprzęgu są, dwa bystre konie,
Mogące wiatry w szybkim wyścignąć przegonie. . .
Pedaz im towarzyszy, śmiertelnego rodu,
Lecz nieśmiertelnym zrówna koniom do zawodu.
Tymczasem zaś Achilles obiega namioty,
Sam uzbraja, sam żwawe zagrzewa Ftyjoty;
Chęć do boju w nich długa powiększyła przerwa.
A jako srogie wilki i niesyte ścierwa
Na górze rogatego zabiwszy jelenia,
Jedzą go, krew im brzydkie paszcze zaczerwienia;
Potem do źródła kupą idą rozbójniki,
Chłodzą się, chlipiąc wodę chciwymi języki,
Mięso się z paszcz odrzuca, wzdymają się brzuchy,
A w piersiach niestrwożonych śmiałe rosną duchy:
Tak gorąco Ftyjotów wodze za krwią dyszą
I z takim Patroklowi męstwem towarzyszą.
W środku stoi Achilles, w nim Aresa mina,
On i męże, i konie żwawo upomina.
Pięćdziesięciu okrętom Pelid przewodniczył,
A na każdym pięćdziesiąt bohaterów liczył;
Pięciu dał wodzów, każdy swój szyk doprowadza,
Ale przy nim najwyższa zostawała władza. . .
Gdy więc uszykowany lud z wodzami staje,
Achilles ostrym tonem rozkazy im daje:
»Przez czas gniewu mojego nieraz ja słyszałem
Burzących się was wielkim na Trojan zapałem,
I takeście, wodzowie, czynili wyrzuty:
Achillu! Żółcią karmion lub ze skały kuty,
Czemu w tej nieczynności nasze trzymasz ramię?
Jeżeli już nic gniewu twojego nie złamie,
Nie lepiejż iść do domu, niż gnuśnieć szkaradnie? ”
Te- ście mi słowa nieraz mówili gromadnie.
Męże! Oto dzień boju tak od was żądany.
Idźcież więc i uderzcie śmiało na Trojany! «
Tym słowem dodał wszystkim do boju ochoty,
Po głosie wodza bardziej skupiły się roty.
A jak ściśle budownik spaja ściany w murze
Dom stawiać, mocen wiatry wytrzymać i burze:
Tak ściśle się skupili mężni wojownicy:
Puklerz tyka puklerza, przyłbica przyłbicy,
Przy kicie pływa kita, zbroja bliska zbroi,
Mąż przy mężu i dzielne wojsko jak mur stoi.
Na czele bohaterów zapalonych srodze
Patrokl i Automedon, dwa stawają wodze.
Jedna w obydwu śmiałość, jedna w obu dusza,
Za nimi wybór wojska Myrmidonów rusza.
Pelid wszedł do namiotu i od matki daną
Otworzył skrzynię, drogim sprzętem ładowaną;
Tam się w darach dla syna wylało jej serce:
Były kosztowne szaty, płaszcze i kobierce;
Tam i kształtnie ze złota rznięta była czasza.
Sam tylko z niej Achilles pragnienie ugasza,
Nikt inny z ludzi swymi usty jej nie spodlił,
Z nią w ręku do samego Zeusa się modlił.
Okurza ją i czyści, rękę myje w wodzie,
W otaczającej namiot stanąwszy zagrodzie,
Leje wino i dłonie do Zeusa wznosi,
Który moc swoją światu piorunami głosi:
»Boże, siedzący w niebie na wysokim tronie,
Boże Pelazgów, w zimnej wzywany Dodonie,
Gdzie niemyte, na gołej ziemi rozciągnięte,
Selle w piersi przyjmują twe natchnienia święte!
Wysłuchałeś mej prośby i twój gniew surowy
Za mą cześć obrażoną spadł na greckie głowy.
Racz i dziś prośbę moją wysłuchać łaskawie!
Ja jeszcze sam przy flocie zostaję na nawie,
Lecz do boju posyłam z wojskiem przyjaciela –
Niechże mu szczęścia twoja prawica udziela. . .
Niech wróci, odpór dawszy Trojanom zuchwałym,
Sam cały, z całą zbroją i z mym ludem całym! «
Tak prosił, lecz inaczej Zeus postanowił,
Jedną część prośby przyjął, a drugą odmówił:
Zezwolił bój odeprzeć, śmiałość Trojan skrócić,
Lecz zaprzeczył mu zdrowym do floty powrócić.
Taką gdy do Zeusa modlitwę uczyni,
Powraca do namiotu, czarę kładzie w skrzyni.
Wkrótce wyszedł, ciekawe na plac zwrócił oczy
Chcąc widzieć, z jakim skutkiem nowy bój się toczy.
Pod Patroklem w porządku szły mężne Ftyjoty,
Aż też niedługo wpadły na trojańskie roty. . .
Gdy obaczyli mężni wojownicy Troi
Patrokla z powoźnikiem w znanej od nich zbroi,
Zmieszali się i widok nagły ich zatrwożył;
Sądzili, że Achilles gniewy z serca złożył
I pojednan z Atrydem wyszedł floty bronić:
Myślą więc, jak od zguby grożącej się schronić. . .
Jak szumi chmura, idąc do górnych sklepieni,
Gdy Zeus w straszną burzę dzień pogody zmieni,
Tak też z Trojan ucieczką zgiełk i wrzawa wzrosły. . .
Wielu rycerzom konie dyszle połamały
I zostawiły wozy strzaskane w kawały. . .
Gdzie najbardziej lud zmieszan, Patrokl ku tej stronie
Z przeraźliwym okrzykiem swoje pędzi konie:
Wywracają się wozy, trzaskają się koła,
A strąconych rycerzy w piasku grzęzną czoła.
Już bieguny, którymi obdarzyły bogi
Peleja, rów lekkimi przeskoczyły nogi,
Chciwe na drugiej stronie śmierć i postrach szerzyć.
Hektora szuka Patrokl, jego chce uderzyć,
Lecz go prędkie uniosły konie na przestrzeni.
A jako chmury, w mglistej zebrane jesieni,
Obfite wylewają potoki na ziemię,
Gdy gniewny Zeus ukarać chce przestępne plemię,
Kiedy, z pogardą bogów, na świętym urzędzie
Krzywe czynią wyroki niegodziwe sędzie;
Nagłym wzdęte ulewem potoki się wzbiorą,
Mdłą dla nich najsilniejsze groble są zaporą;
Przełamawszy je, z szumem pędzą w morze wody,
Niszcząc domy i drogie pracy ludzkiej płody:
Taki się szum rozlegał w trojańskim szeregu,
Takie jęki ich konie wydawały w biegu.
Ale nie tu się Trojan zakończyła nędza:
Zabiega im od miasta, ku flocie napędza,
Między rowem i rzeką trwożne zbija kupy
I za Greków zabitych liczne ściele trupy. . .
Widząc na ziemi ległe swoje wojowniki,
Zapalony Sarpedon tak woła na Liki:
»Gdzie pierzchacie? Ach! Waszą uznajcie ohydę!
Ja przeciwko zwycięzcy temu prosto idę,
Ja chcę zaraz doświadczyć jego ręki siły,
Której pociski tylu Trojan obaliły«.
Rzekł i natychmiast z wozu w świetnej skoczył zbroi.
I Patrokl to postrzegłszy na wozie nie stoi,
Skoczył – oba na wszystkie biorą się sposoby.
A jak z ostrymi szpony i z krzywymi dzioby
Sępy z hałasem walczą na wyniosłej skale:
W takim idą rycerze na siebie zapale.
Widząc tej bitwy skutek, niebios pan wzruszony
Tak się do swej odzywa i siostry, i żony:
»Zbliża się smutna chwila przeznaczona losem,
W której ma lec Sarpedon pod Patrokla ciosem.
Dwoiste we mnie myśli wzbudza jego dola:
Czyli go unieść z tego fatalnego pola
I posadzić w zamożnej likijskiej krainie,
Czy przystać, że od tego bohatera zginie? «
Gniewna Hera: »Kronosa potomku surowy!
Mogąż mieć dzikie myśli wstęp do twojej głowy?
Od śmierci śmiertelnego chcesz zbawić człowieka,
Którego wszędzie Mojra niepochybna czeka?
Czyń, lecz bądź pewny bogów powszechnej niechęci,
A co ci powiem, dobrze zachowaj w pamięci!
Jeśli Sarpedon żywy powróci do domu,
Któryż z bogów nie zechce z krwawego pogromu
Ocalić swego syna? Mnóstwo ich pod Troją,
I każdy z nieśmiertelnych będzie za krwią swoją.
Lecz by twój żal ukoić, kiedy ci tak luby,
Pozwól, niech od Patrokla nie uniknie zguby,
Ale gdy pod zwycięskim orężem już skona,
Niech go słodki Sen weźmie i Śmierć na ramiona
I zaniosą do krajów Likiji obszernych.
Tam otoczon od braci i przyjaciół wiernych
Ich łzami uczczon będzie; ci mu pogrzeb sprawią
I grobowiec na wieczną pamiątkę wystawią«.
Poddał się Kronid losów nieodzownej sile,
Lecz ostatnie czcząc syna kochanego chwile,
Który miał z dala zginąć od krain ojczystych,
Hojną rosę na ziemię w kroplach spuścił krwistych.
Gdy dwaj rycerze blisko byli na równinie,
Wraz Trazymed, towarzysz Sarpedona, ginie,
Z trafnej ręki Patrokla utkwił pocisk w brzuchu,
On z wozu wspaniałego stoczył się bez duchu.
Znowu mężny Sarpedon silny grot wymierzył,
Chybił Patrokla, konia Pedaza uderzył.
Zarżał smutnie, bo w głębi piersi grot utonął,
Wspiął się, nachylił, upadł i życie wyzionął.
Traf ten dwa drugie konie przeraził niemało,
Skoczyły, lejc się zwikłał, jarzmo zatrzeszczało:
Koń ich miesza, który się na ziemi wywrócił;
Przecież nieład ten baczny Automedon skrócił,
Odciął mieczem postronki; zaraz Ksant i Bali
Na swym stanęli miejscu i lejca słuchali.
Z nowym oba zapałem wznieśli ręce silne,
Lecz w dłoni Sarpedona żelazo omylne,
I tylko, lecąc, pocisk nad ramieniem świsnął.
Patrokl zaś grotu z ręki daremnie nie cisnął:
Utrafia tam rycerza dzida zapalczywa,
Gdzie się we wnętrzu serce bezpiecznie ukrywa…
Jak buhaj, który licznym stadom przewodniczy,
W paszczęce ogromnego lwa okropnie ryczy,
Tak też Sarpedon jęczał pod Patrokla ciosem,
Wzywając przyjaciela konającym głosem:
»Kochany Glauku, sławny przez liczne zwycięstwa,
Dziś trzeba ci śmiałości, odwagi i męstwa! …
Niestarta by okryła plama imię twoje,
Gdyby Grek odarł z twego przyjaciela zbroje,
Który przy flocie śmiało stawił się ich szykom.
Walcz więc mężnie i mężnym dzielnie dowodź Likom! «
To mówiącemu czarny cień zamyka oczy. . .
Serce w Glauku te jęki żałosne rozdarły,
I że go próżno wzywa przyjaciel umarły.
Wzdycha ciężko, bo w ramię od Teukra zadana,
Gdy walczył na okopie, dolega mu rana:
Wspierając towarzyszów nie oszczędzał siebie.
Więc wzywa boga łuku w tak ciężkiej potrzebie:
»Czy w Likiji czy w Troi mieszkasz, wielki boże,
Wszak głos nieszczęśliwego wszędzie cię dojść może!
Ulituj się dziś mojej okrutnej niedoli:
Rana ciężka mię trapi, ramię srodze boli,
Krew płynie i nie władam odrętwiałą dłonią,
Nie mogę dzidy chwycić ani walczyć bronią.
Najdroższemu druhowi śmierć zbieliła lica,
Nie ma żadnej pomocy od Zeusa rodzica.
Ty więc ból uśmierz, wlej mi siły, ulecz ranę,
Daj, niech mężnie na czele dzielnych Lików stanę,
Bym przyjaciela mego drogich zwłok obronił«.
Rzekł; Feb do jego prośby łaskawie się skłonił.
Tamuje krew płynącą, boleści uśmierza
I wielką siłą piersi napełnia rycerza.
Gdy tak miłą odmianę w sobie Glauk obaczył,
Cieszył się, że go prędko bóg wysłuchać raczył,
Zagrzał Lików do walki, o ich króla zwłoki;
Potem, Trojan szybkimi obiegając kroki,
Wołał na Polidama, wzywał Agenora,
Mężnego Ajnejasza, wielkiego Hektora,
Na którym świetna z miedzi błyszczała paiża.
Do niego się z takimi słowami przybliża:
»Hektorze! Tyś nietknięty sprzymierzeńców stratą!
Oni, rzuciwszy krewnych i ziemię bogatą,
Dla obrony ścian waszych wyziewają życie –
Wy przecież nic w nieszczęściu dla nich nie czynicie.
Oto smutnie na piasku rozciągniony leży
Sarpedon, wódz szlachetny likijskiej młodzieży:
On i sądów słusznością, i odwagą słynął,
Teraz z Aresa woli od Patrokla zginął.
Zapalcie się więc zemstą, bohatery Troi,
Nie dajcie Myrmidonom zabrać jego zbroi!
Ach! By Grecy zwłok drogich nie dostali łupem
I swoich klęsk nad jego nie mścili się trupem! «
To wyrzekł, oni w serca żal i zemstę biorą,
Bo choć obcy, warowną miasta był podporą
I liczne ściągnął wojska, i mężnie się stawił.
Zgon Sarpedona serce w Hektorze zakrwawił.
Idą Trojanie, klęski tej pomścić się radzi,
Sam Hektor zapalone zastępy prowadzi.
Patrokl bardziej się sroży, zwiększa zapał dziki…
A kiedy ze stron obu wzmocniły się szyki,
Trojanie, Myrmidony, Likowie, Achiwy
Przy trupie Sarpedona zwiedli bój straszliwy…
A jak się jęk daleko po lasach rozlega,
Gdy od siekier padają dęby z wielkim grzmotem:
Z takim jęczą przyłbice i tarcze łoskotem,
Gdy w nie dzidy i miecze, i ogromne głazy
Gęsto powtarzanymi uderzają razy.
Tak były Sarpedona zmienione ostatki,
Iżby go własnej oko nie poznało matki:
Od głowy do stóp groty i piaskiem okryty.
Oni zajadłe przy nim rzucają dziryty.
Ile się much uwija latem w tej godzinie,
Gdy słodkim pasterz mlekiem napełnia naczynie,
Tyle przy Sarpedonie rycerzów się tłoczy.
Kronid na ten bój ciągle zwrócone miał oczy,
A na dwoje w swej myśli nie przestawał radzić:
Czy przy synu – Patrokla przez Hektora zgładzić
I dać mu w zbroi godną jego dzieł zapłatę?
Czy powiększyć dnia tego pracę, znój i stratę?
Długo dwie ważąc myśli, ostatniej się chwycił,
Pozwolił, aby jeszcze Patrokl się zaszczycił,
A do miasta trojańskie z wodzem przegnał roty
I liczne trupy zwalił pod swoimi groty.
Spuszcza strach na Hektora. Zaraz na wóz wsiada,
Uchodzi, za nim trwożna ciśnie się gromada.
Widząc, że Kronid wagę swej przechylił szali,
Ani Likowie dłużej pola nie dostali:
Wojsko – króla na stosie umarłych odbiegło,
Gdzie mnóstwo bohaterów z obu stron poległo,
Gdy Zeus tam zapalił uporczywe boje.
Myrmidony odarły Sarpedona zbroje,
Patrokl do naw odesłał trofej swego czynu.
Zeus zaś rzekł do Feba: »Pójdź prędzej, mój synu!
Unieś spośród pocisków Sarpedona zwłoki,
A obmywszy je w wodzie z kurzu i posoki,
Ręka twoja nań wonne balsamy wyleje
I ciało w nieśmiertelne szaty przyodzieje.
Potem Sen słodki i Śmierć, siostra Snu rodzona,
Martwe jego ostatki wziąwszy na ramiona,
Zaniosą go do krain Likiji obszernych.
Tam otoczon od krewnych i przyjaciół wiernych
Ich łzami uczczon będzie; ci mu pogrzeb sprawią
I grobowiec na wieczną pamiątkę wystawią«.
Natychmiast wykonana była jego wola:
Zbiega szybko Apollo na trojańskie pola
I spośród strzał unosi Sarpedona zwłoki;
A obmywszy je w wodzie z kurzu i posoki,
Ambrozyjskie balsamy na ciało rozlewa
I w nieśmiertelne szaty rycerza przywdziewa.
Oddał go Snu i Śmierci; te skrzydły prędkiemi
W momencie go zaniosły do ojczystej ziemi.
Patrokl w Automedonie, w koniach zapał nieci,
Ściga Trojan i Lików i na zgubę leci.
Głupi – gdyby się sprawił, jak Pelid ostrzegał,
Pewnie by się przed srogą Mojrą był wybiegał,
Ale rada Zeusa nad ludzką przemaga
– Ucieczce się poddaje największa odwaga –
Nieraz podniósł w rycerzu męstwo i osłabił,
A wtenczas wzmógł Patrokla na to, by go zabił.
Jakie pierwsze, ostatnie jakie padły głowy,
Gdy cię na śmierć, Patroklu, skazał los surowy
Legł Adrest i Autonoj, i Echekl, i Muli,
Perym, Pillart, Melanip zgubny cios poczuli,
Epistora, Elaza trup na trupie pada;
Tych zabił, a trwożliwa pierzchnęła gromada.
Już by Grecy trojańskie wyłamali bramy,
Bo nie mogły zwycięzcy żadne wstrzymać tamy,
Gdy na wieży Apollo usiadł zagniewany,
Myśląc Patrokla zgubić, a wesprzeć Trojany.
Po trzykroć go na mury niosła chęć gorąca,
Po trzykroć z szańców miasta Apollo go strąca
W ogromny puklerz boską uderzając dłonią.
Lecz gdy, jak bóg, czwarty raz wypadał z krwawą bronią,
Przerażającym głosem Apollo zawoła:
»Pójdź precz! Nic twoje ramię dokazać nie zdoła,
Bo nie tobie wyroki dobyć Troi dały.
Choć mocniejszy, nie będzie miał Pelid tej chwały«.
Tak rzekł; on się nacierać więcej nie ośmiela,
Chroniąc się gniewu boga, który śmiercią strzela.
Pod Bramą Skajską trzymał rumaki ogniste,
A w głowie Hektor myśli rozważał dwoiste:
Czy jeszcze wpaść na Greków i tłum ich wygładzić?
Czy zastępy trojańskie pod mury sprowadzić?
Wtem Apollo w postaci Azjosa przychodzi:
Starzec ten, brat Hekuby, z Dymanta się rodzi,
Obszerne dzierży włości we Frygów krainie,
Gdzie biegiem zapieniony bystry Sangar płynie.
»Czemu – rzecze Apollo – nie walczysz, Hektorze?
Haniebna twa bezczynność w takiej jeszcze porze!
Gdybyś ty nie był mocny, a ja mdły i stary,
Za tę nikczemność słusznej nie uszedłbyś kary.
Zwróć konie na Patrokla, może go zabijesz
I z łaski Feba wieczną chwałą się okryjesz«.
To rzekłszy w tłum się rzucił. Hektor kazał pędzić
Konie Kebryjonowi i bicza nie szczędzić.
Apollo między Greki zamieszanie szerzy,
A chwałę dla trojańskich gotuje rycerzy.
Hektor zaś wszystkie inne pomija orszaki
I na Patrokla bystre obraca rumaki.
Ten skacze z wozu, lewą ręką robi bronią,
A prawą kamień ostry uchwyciwszy dłonią,
Ciska go – i niepróżno swe siły natęża:
Kebryjona obala, walecznego męża.
Gdy na wozie Hektora trzyma lejce świetne,
Ogromny kamień w czoło uderzył szlachetne:
Odarł brwi, kości złamał i wybił mu oczy.
Rycerz z wozu jak nurek na ziemię się toczy
I na piasku, bez duszy, swe członki rozciąga.
Wtedy się z niego Patrokl w te słowa urąga:
»Zręcznyż to mąż, który się tak lekko zanurza!
Choćby najgwałtowniejsza morzem tłukła burza,
On między wały z nawy zniżyć się gotowy
I obfitymi gości nakarmić połowy.
Prawdziwie, Troja nurków doskonałych liczy! «
To powiedziawszy leci do swojej zdobyczy…
Hektor wyskoczył z wozu. Jak się żrą i ranią
Dwa lwy na górach, walcząc o zabitą łanią,
Oba zarówno mocni, oba równo głodni:
Tak dwaj bohaterowie, z sobą walczyć godni,
Patrokl i Hektor, wielki bój zaczęli toczyć,
Jeden w drugiego ciele chciwi oszczep zbroczyć.
Hektor za głowę chwycił i łup trzymał drogi,
Z drugiej zaś strony Patrokl ciągnął go za nogi;
A wojska swej upornie doświadczały mocy.
Jak wiatry, ten z południa, a drugi z pomocy,
Walczą, kto z nich obalić ma przyległe lasy,
Dęby i buki jęczą z strasznymi hałasy,
Długie się zawadzając gałęzie szeleszczą,
Łamiąc się, drzewa z hukiem przeraźliwym trzeszczą:
Tak między nimi walka uporczywa wszczęta
I o zgubnej ucieczce nikt z nich nie pamięta.
Dzidy ziemię okryły, krwawe niosąc razy,
I strzały z żył puszczane, i ogromne głazy,
Tarcze na piersiach mężów uderzając z trzaskiem:
A członki Kebryjona, obsypane piaskiem,
Szerokim ciałem na ziemię, szeroko zaległy.
Zapomniał j eździec sztuki, w której był tak biegły.
Póki słońce na górne wstępowało sklepy,
Z równą stratą ciskane obu stron oszczepy;
Lecz gdy się już zaczęło chylić do zachodu,
Przemogło wyrok męstwo greckiego narodu:
Mieli korzyść, bo z miejsca Trojanów odparli,
Unieśli Kebryjona i zbroję odarli.
Wtedy się w swym zapale Patrokl nie posiada,
Podobny do Aresa na zastępy wpada,
Trzykroć na Trojan z krzykiem straszliwym naciera,
Trzykroć trupem dziewięciu mężów rozpościera.
Już czwartym grozi razem strwożonej gromadzie –
Stój Patroklu! Tu wyrok dniom twoim kres kładzie!
Feb mu w przerażającej postaci zaskoczył;
Nie mógł go Patrokl widzieć, bo się mgłą otoczył.
On boską dłoń spuściwszy, w plecy go uderza:
Rozciągają się cienie przed okiem rycerza. . .
On mu wytrąca oręż, obnaża ze zbroi:
Zadumiały, zmieszany, Patrokl w miejscu stoi,
Odrętwienie żadnego nie da zrobić kroku.
Wtedy Euforb z oszczepem przyskakuje z boku;
Śmiały Euforb, którego wsławił się wiek młody
Dzidą, jazdą i w polu szybkimi zawody.
Rycerskie jego dzieła Ares wziąłby sobie:
Z wozu mężów dwudziestu w pierwszej zwalił probie.
Od niego Patroklowi z tyłu cios zadany;
Lecz natychmiast wyciąga długi oszczep z rany. . .
Boską ręką i ludzkim osłabiony ciosem,
Zaczął uchodzić rycerz przed ostatnim losem.
Obaczywszy to Hektor, wpośród zbrojnej rzeszy
Z żelazną w ręku dzidą za Patroklem śpieszy
I aż w głębi wnętrzności raz utapia mściwy.
Padł z łoskotem i smutkiem napełnił Achiwy.
A jak odyniec, uciec nie znający podle,
Walczy na górach ze lwem przy maleńkim źródle,
Siłą chcąc rozstrzyc, kto z nich wody się napije,
Wreszcie lew zziajanego odyńca zabije:
Tak Patrokla, co strasznie na Trojan się srożył,
Dzidą przebiwszy, Hektor na placu położył.
Nareszcie z niego w takiej natrząsa się mowie:
»Więc ty sobie Patroklu, w dumnej prządłeś głowie,
Że zwalisz mury Troi? Że trojańskie żony
W twardych więzach w achajskie uprowadzisz strony?
Głupi! Daleka od nich służba i niewola!
Dla nich me konie lecą wśród krwawego pola
I ja groźnym oszczepem przywodzę zastępy;
One bezpieczne; ciebie pożrą psy i sępy.
Twój Pelid cię przed smutnym nie zasłonił razem.
Zapewne on cię z takim wysyłał rozkazem:
„Nie pierwej mi, Patroklu, powracaj do nawy,
Aż na piersi Hektora zadrzesz kirys krwawy”.
Tak ci mówił, tyś jego słów przypłacił zgubą«.
Patrokl omdlonym głosem: »Nadymaj się chlubą!
Woli bogów chce człowiek oprzeć się daremnie.
Od Zeusa i Feba masz zwycięstwo ze mnie…
Ale wyryj me słowa na sercu głęboko:
Światło dzienne niedługo twoje widzi oko.
Nieodzowny cię wyrok z bladą śmiercią goni,
Zgubny dla ciebie oszczep jest w Achilla dłoni! «
Domawiał, gdy śmierć blada zamknęła mu wargi.
Poszła dusza, żałosne rozwodząca skargi,
Że ją twarde wyroki rzucić przymusiły
Miłe dla niej siedlisko młodości i siły.
Skonał. Hektor do niego w te rzekł słowa jeszcze:
»Za co mi śmierć rokujesz? Skróć te groźby wieszcze!
I ja oszczepu mego nie ciskam daremnie.
Któż wie, czyli Achilles nie zginie ode mnie?
Rzekł i nastąpił trupa, i natychmiast z rany,
Nogami go kopnąwszy, wyrwał grot miedziany.
Już Automedonowi równym ciosem groził,
Który w polu Achilla biegłą ręką woził,
Ale konie Peleja, bogów dar wspaniały.
Bystrym z niebezpieczeństwa pędem uleciały.

Jedna odpowiedź »

  1. Hi webmaster, i’ve been reading your page for some time and I really like coming
    back here. I can see that you probably don’t make money on your website.

    I know one interesting method of earning money, I think you
    will like it. Search google for: dracko’s tricks

  2. I often visit your page and have noticed that you don’t update it often. More frequent updates will give your blog higher authority & rank in google.

    I know that writing content takes a lot of time, but you can always help yourself with miftolo’s tools which will
    shorten the time of creating an article to a few seconds.

Dodaj komentarz