(Przekład: Franciszek Ksawery Dmochowski.)

Pieśń XX
Walka bogów

Tak przy okrętach Grecy zażarci na boje,
Koło ciebie, Achillu, przywdziewają zbroje,
Trojanie na pagórku w groźnej błyszczą miedzi,
Gdy Zeus, co na Olimpie wyniesionym siedzi,
Kazał Temidzie zwołać zgromadzenie bogów.
Biega skrzętna i wzywa do niebieskich progów. . .
W gładkim przedsionku rada zasiadła gromadnie,
Który Hefajst dla ojca wybudował składnie.
I Posejdon przybycia nadal nie odkłada,
Przybywa, miejsce w górnym Olimpie zasiada;
Wraz pyta się Kronidy: »Po co, władco gromu,
Wszystkich bogów do twego przywołujesz domu?
Chcesz- li dać wyrok między Trojany i Greki?
Już dla nich krwawej rzezi moment niedaleki«.
»Posejdonie, myśl moja tobie nie ukryta –
Rzekł Kronid – twa przenikłość w moim sercu czyta.
Choć na zgubę skazanych ludzi los mię boli,
Ale chcę tylko świadkiem zostać ich niedoli
I z Olimpu widokiem wojny napaść oczy.
Wy drudzy pójść możecie, gdzie się walka toczy,
Stanąć, jak wola, w greckim lub trojańskim rzędzie.
Jeśli z Trojany walczyć sam Achilles będzie,
Nie są zdolni na chwilę dotrzymać mu kroku.
Już się dawniej samego przelękli widoku;
Dziś, gdy o przyjaciela na rzeź się zapalił,
Lękam się, aby murów przed czasem nie zwalił«.
Tak powiedział i wzniecił wojenne pożogi.
Pobiegły na dwie strony podzielone bogi:
Do floty dąży Hera i można Pallada,
Posejdon, co ląd wzrusza a morzami włada,
I wynalazca kunsztów, Hermejas przemyślny…
Za Troją Ares zbrojny i Feb z włosem długim,
Artemis, której w strzałach najmilsze uciechy,
Latona też i Kiprys kochająca śmiechy.
Póki się bogi w ludzkie nie wmieszały szyki,
Nadymały się chlubnie greckie wojowniki,
Że Pelid się pokazał wpośród bojowiska…
Lecz gdy Olimp do zbrojnych zamieszał się ludzi,
Krwawa Niezgoda wściekły zapał w sercach budzi:
Pallada szańce, brzegi, okopy przebiega,
Krzyczy, głos jej po całym polu się rozlega.
Z drugiej zaś strony Ares niby czarna fala
Straszliwym Trojan rykiem do boju zapala;
Już na nich woła z murów, już z wyniosłej wieży,
Już z przyjemnych pagórków, skąd Symois bieży.
Tak nieśmiertelni, obie zagrzewając strony,
Wzmagają rzeź okropną i zapał szalony.
Ojciec bogów piorunnym zaczął huczeć grzmotem,
Posejdon ląd i góry strasznym wstrząsł łoskotem,
Chwieje się wielka Ida ze swymi podstawy,
Drżą mury Troi, greckie podskakują nawy.
Król podziemia spadł z tronu, krzyknął zdjęty strachem,
Bał się, żeby Posejdon trójzęba zamachem
Nie wzruszył do samego gruntu posad ziemnych
I nie odkrył tych siedlisk, czarnych, pustych, ciemnych
Na które bledną ludzie i same drżą bogi;
Tak wielkiej nieśmiertelnych bój nabawił trwogi. . .
Tak bogi przeciw bogom idą. Achill dyszy
Przedrzeć się do Hektora wpośród towarzyszy;
Nad nim zwycięstwem pragnie swą rękę zaszczycić,
Okrutnego Aresa jego krwią nasycić.
Natenczas bóg, co łukiem narody przestrasza,
Przeciwko Achillowi wzbudza Ajnejasza;
Młodego kształt na siebie Likaona wdziewa
I tymi słowy syna Anchiza zagrzewa:
»Wodzu! Którego Troja wśród najpierwszych kładzie,
Gdzie twoje słowa, ziomkom dane przy biesiadzie?
Gdzie się podziały groźby, gdy zagrzany winem
Przyrzekałeś się spotkać sam z Peleja synem? «
»Pryjamido – wódz mówi – czemu mię chcesz kusić?
Czemu mię chcesz do boju z Achillem przymusić?
Nie pierwszy raz bym jego broni się nastawił;
Lecz mię dzidą już przegnał, już strachem nabawił,
Kiedy na Idzie nasze opanował trzody
I wywrócił Lirnesu i Pedazu grody.
Gdyby w tej bitwie Kronid nie był mię ochronił,
Gdyby nie dał szybkości, gdy mię Pelid gonił,
Z rąk jego i Pallady wziąłbym raz śmiertelny. . .
Próżno na niego rzuca człowiek pocisk celny;
Wszystkie od niego ciosy odwraca bóg bliski,
A jego w ciele więzgną niechybne pociski.
Gdyby nas obu równą chwałą bóg ozdobił,
Choćby cały był z miedzi, nic by mi nie zrobił«.
»Nie lękaj się – Feb rzecze – z tym rycerzem starcia.
Nie masz- li chętnych i bogów dla twojego wsparcia?
Wszakże mówią, że ciebie piękna Kiprys rodzi,
A on z niższej nierównie bogini pochodzi. . .
Więc hańba, gdybyś groźbą lub wzgardą się trwożył«.
Tymi słowy rycerski duch w piersiach nasrożył:
Zatem przed pierwsze rzędy szedł zuchwałym krokiem. . .
Piersi swoje zasłania tarczą nieprzełomną,
W silnym zaś ręku dzidą wykręca ogromną.
Wielki Achilles prosto przeciw niemu zmierza.
Jako lew, na którego wieś cała uderza,
Zuchwale idzie, gardząc grożącym mu razem;
Lecz gdy go który młodzian dosięgnie żelazem,
Zwraca się, pysk otwiera, kły ostre zapienia,
Jęczy i z piersi straszne wydając ryczenia
Zabiera się do walki z mnóstwem uzbrojonem
I boki oba długim uderza ogonem,
A tocząc wzrok okropny, wpada pośród grotów,
Lub zabić kogo z mężów, lub sam zginąć gotów:
Tak wielkiego Achilla niesie zapał męski,
Aby starł z Ajnejaszem swój oręż zwycięski.
Gdy zaś już mieli z sobą rozpocząć bój srogi,
Do przeciwnika mówi Pelid prędkonogi:
»Co ty rokować sobie możesz stąd rozumnie,
Że twe hufce rzuciwszy, śmiało bieżysz ku mnie?
Sądzisz, że trupem z twojej polegnę prawicy? . . .
Lecz wątpię, żebyś takiej palmy się doczekał –
I podobnoś już przed mym oszczepem uciekał.
Czyliś zapomniał, kiedy samego u trzody
Napadłszy, z góry Idy ścigałem w zawody?
Nie rzuciłeś w tył okiem, uciekałeś zbladły
Do Lirnesu, którego wkrótce mury padły.
Z Zeusem i Palladą jam to miasto zwalił,
Wziąłem prześliczne branki; ciebie bóg ocalił.
Dziś sobie, że cię zbawi, pochlebiasz daremnie;
Twoim zuchwalstwem gniewu nie pomnażaj we mnie.
Ustąp się z oczu moich i ukryj się w tłumie!
Bezrozumny, kto szkody przewidzieć nie umie! «
»Achillu! – rzekł Trojanin – źle znasz Ajnejasza,
Jeśli mniemasz, że twoja groźba go zastrasza.
Słownych przekazów drobna obawia się dziatwa:
Na obelgę – obelgą odpowiedź jest łatwa. . .
Po co kłótnie? Rzemiosło bohaterów inne,
Mężne starcie jest bronią, nie swary dziecinne. . .
Język lata i podłych słów nie umie szczędzić;
Nie wiem zatem, byś z pola groźbą mógł mię spędzić.
W innej walce ci trzeba doświadczyć mię probie:
Nuż więc! Długimi dzidy walczmy przeciw sobie! «
Wraz ogromnym uderzył w świetny puklerz ciosem,
Ten silnie wstrząśnion brzęknął straszliwym odgłosem.
Wziąwszy raz tak gwałtowny Achilles się zdumiał,
Wystawił przed się puklerz, zląkł się, bo rozumiał,
Że go na wylot przejdzie oszczep Ajnejasza.
Nieuważny! Jak próżną trwogą się zastrasza!
Nie wie, że zbroja boska, co mu piersi kryje,
Najtęższego człowieka zamachy odbije.
Teraz jej Ajnejasza dzida nie przedarła,
Złota ją zatrzymała blacha i odparła…
Wtedy z kolei pocisk Achilles wymierza
I górny brzeg utrafia gładkiego puklerza,
Gdzie z cienką miedzią lekki rzemień się umieszczał;
Przebił go pelijoński jesion – ten zatrzeszczał;
Ajnejasz zebrał członki, do ziemi się schylił,
Wystawił przed się puklerz i tak cios omylił,
Który mu tuż nad samym grzbietem lecąc, warczy;
Tkwi w ziemi potrzaskawszy dwa obwody tarczy.
Powstał, ale strach wielki rycerza zamroczył,
Kiedy tak blisko siebie grot straszliwy zoczył.
Pelid miecza dobywa i głośno wykrzyka,
Z nowym ciosem na swego bieżąc przeciwnika.
I Ajnejasz w zapale męskim nie ostygnął,
Silną ręką ogromny kamień z ziemi dźwignął:
Dzisiaj dwóch ludzi wspólna nie ruszy go praca,
On go sam i podnosi, i łatwo obraca.
I byłby Achillowi, co na niego wpadał,
Lub w puklerz, lub w przyłbicę raz nielekki zadał,
Bo od śmierci w swej zbroi życie miał bezpieczne;
Pelid by go zaś mieczem w cienie wtrącił wieczne,
Gdy Posejdon, co bitwie przyglądał się bacznie,
Bogom swoją troskliwość tak wyrażać zacznie:
»Żałuję Ajnejasza, nieśmiertelne bogi!
Wkrótce zwalon odwiedzi czarne Hada progi.
Porwał się na Pelida zwiedziony od Feba,
A teraz opuszczony, gdy mu wsparcia trzeba.
Ale za cóż niewinny ma za winnych ginąć,
On, który dnia jednego nie może przeminąć,
Aby nie uczcił panów górnego siedliska?
Oddalmy śmierć od niego, która tak jest bliska.
Zeus by na to sarknął, gdyby się miał zwalić:
Przeznaczenie wyroków jego chce ocalić,
By Dardana zupełnie lud się nie zagubił.
Jego najbardziej Kronid ze wszystkich polubił
Dzieci, które mu ziemskie piękności powiły.
Już niebu ród Pryjama od dawna niemiły,
Ajnejasz będzie z chwałą rządził Trojan ziemię
I syny jego synów, i późne ich plemię«
Wspaniała Hera zdanie swoje tak ogłasza:
»Ty sam radź, królu morza, wzlędem Ajnejasza,
Czy go zachować jako cnotliwego męża,
Czy pozwolić, by zginął z Achilla oręża.
Mnie się w to nie przystoi mieszać ni Palladzie:
Uroczyście na bogów przysięgłyśmy radzie,
Że dłoń nasza nikogo z Trojan nie ocali… «
To słowo usłyszawszy władca morza śpieszy
Wśród świszczących oszczepów i walczącej rzeszy,
Gdzie Ajnejasz i boski Achilles bój toczył.
Zaraz wzrok rycerzowi greckiemu zamroczył;
Z Ajnejasza puklerza jego ręką dzida
Wyjęta i złożona przy stopach Pelida.
Dźwignąwszy Trojanina pchnął bożek przychylny:
Od niego rycerz dostał taki popęd silny,
Że lecąc z miejsca bitwy nad polem szerokiem,
Liczne roty i wozy jednym przebył skokiem
I do ostatnich rzędów został zaniesiony,
Gdzie zbroje przywdziewały do boju Kaukony.
Tam się Posejdon zbliża do Anchiza syna
I takimi rycerza słowy upomina:
»Kto cię z bogów obłąkał? Źleś twej cnoty zażył,
Gdyś z orężem Achilla mierzyć się odważył.
Silniejszy on i więcej kochają go bogi.
Więc kiedy się z nim spotkasz, ustępuj mu z drogi,
Żebyś wbrew przeznaczeniu nie padł w przepaść czarną.
Lecz gdy już smutne cienie Pelida ogarną,
Wtenczas zapału w tobie nic nie może słabić,
Walcz na czele, nikt z Greków nie zdoła cię zabić«.
Tak Posejdon rozsądnych przestróg nie oszczędził;
Potem pobiegł, z Achilla oczu chmurę spędził.
Widzi wszystko bohater i z jękiem zawoła:
»Jakież tu zaszło cudo, niepojęte zgoła!
Mój oszczep jest przy nogach, a ten mi precz znika,
Którego zabić chciałem, nie masz przeciwnika.
Niech żyje! Wszak mi uległ. Raz uszedłszy zgonu,
Nie będzie śmiał mojego doświadczać jesionu.
Teraz Greków na dzielne zagrzejmy spotkanie
I obaczmy, co drudzy umieją Trojanie«.
To rzekłszy, skacze w roty i Greków zapala:
»Dziś przeciwko Trojanom nie bijcie się z dala!
Niech mąż idzie na męża! Niech wstydzi się wzdrygać!
Moja siła niezdolna wszystkich bić i ścigać:
Nieśmiertelnego praca tak wielka obarczy,
Ares, choć bóg, i Pallas wszystkim nie wystarczy.
Lecz, ile mam szybkości w nogach, siły w ręce,
Bez żadnego wytchnienia dla was je poświęcę,
Przedrę się w te zastępy: niedobre tych losy,
Co się zbliżyć odważą pod mej dzidy ciosy«.
Hektor groźnie trojańskich zapala rycerzy,
Ręcząc, że na Achilla natychmiast uderzy:
»Nie drżyjcie przed Pelidem, bohatery dzielne!
Na słowa ja bym wyzwał bogi nieśmiertelne,
Na broń bym ich nie wzywał, bo mocniejsi Wieczni.
Nie wszystkie swe zamiary Pelid uskuteczni:
Jedne spełni we środku, drugie bóg przełamie.
Ja pójdę przeciw niemu, by miał z ognia ramię;
Tak! By miał z ognia ramię, a serce ze stali,
Będziemy oba naszej broni doświadczali«.
Na te słowa podniosły dzidy wojowniki
I ścisnęły zastępy z ogromnymi krzyki.
Wtem Feb ostrzegł Hektora: »Nie chciej sobie wierzyć
I waruj się sam na sam z Achillesem mierzyć.
W tłumie się mu opieraj, ten cię zabezpiecza,
Byś nie zginął od jego oszczepu lub miecza«.
Rzekł, a Hektor się ciśnie wpośród towarzyszy,
Gdy z zadumaniem taką przestrogę usłyszy.
Aresowym zapałem Achilles zagrzany
Straszliwy krzyk wydając wpada na Trojany.
Zaraz Ifityjona walecznego zgładził,
Syna Otrynta, który liczny lud prowadził…
Gdy rycerz na Achilla zapalony wlatał,
Ten w głowę go uderzył, na dwoje rozpłatał.
Padł z chrzęstem, a zwycięzca chlubny z tego czynu:
»Leżysz – rzekł – silny mężu, równy ojcu, synu,
Urodzony przy sławnym Gygai jeziorze!
Po coś niwy porzucił, które Otrynt orze,
Gdzie Hyde urodzajna, gdzie Herm płynie kręty?
Czy po to, abyś moim oszczepem był pchnięty? «
Tak się natrząsał; jego oczy już zawarte,
Już i ciało kołami na sztuki rozdarte.
Na miejscu, gdzie zachęcał Trojan lud orężny,
Upadł syn Antenora, Demoleon mężny.
Trafił go Pelid w skronie, szyszakiem okryte:
Pękł szyszak, miedzią kości zostały przeszyte,
Aż w mózgu krwi niesyty oszczep mu utonął –
Wywrócił się Trojanin i duszę wyzionął.
Hippodam z wozu skacze, ucieczką się chroni,
Lecz go wnet z tyłu pocisk Achilla dogonił;
Z rycerza dusza z rykiem okropnym wychodzi.
Jak w Helice wół ryczy, prowadzon od młodzi
Przed ołtarz Posejdona. Tak z tego człowieka
Sroga dusza z okropnym ryczeniem ucieka.
Już na syna Pryjama, Polidora, leci
(Najmłodszy był, najmilszy ojcu z wszystkich dzieci).
Już prędkim skokiem rycerz Achilla pomija,
Ten jeszcze prędzej ściga i z tyłu przebija
W miejscu, gdzie pas zapięty i pancerz dwoisty.
Na drugą wyszedł stronę pocisk zamaszysty.
Wyje, pada zaciemnion i rękami chwyta
Z ciała srogim żelazem wypchnięte jelita.
Hektor, gdy w takim stanie brata swego zoczył,
Przejął go ból okrutny, cień mu wzrok zamroczył;
Już nie może się wstrzymać, żal w nim śmiałość nieci,
Jak ogień z groźną dzidą na zabójcę leci.
Ten widząc, z radości ledwie się posiada,
Z jaką prędkością, z jakim nań zapałem wpada!
»Oto – dumnym rzekł głosem – oto jest morderca,
Który mię najboleśniej przebił w głębi serca:
Z jego ręki najmilszy mój przyjaciel ginie!
Już nie będziem się szukać na krwawej równinie«.
To mówi, a wzrok wściekły na Hektora ciska:
»Zbliż się i leć czym prędzej w podziemne siedliska! «
A Hektor nie zmieszany: »Skróć groźby zuchwałe!
Mniemasz, że się słów zlęknę, jakby dziecię małe?
I ja bym takiej broni mógł użyć wzajemnie.
Znam twą moc, znam, żeś w polu jest wyższy nade mnie,
Lecz wszystko w mocy boga, on łatwo nas zrówna.
I choć moja od twojej ręka mniej gwałtowna,
Mogę cię zranić, mogę raz śmiertelny zadać;
Mam oszczep niestępiony i umiem nim władać«.
Skończył i dzidę silnym wyrzucił ramieniem,
Ale Pallas ją lekkim odwróciła tchnieniem;
Wraca dzida i pada pod Hektora nogą.
Wtedy Pelid przejęty zajadłością srogą
Leci z okropnym krzykiem, by w nim oręż zbroczył,
Lecz Feb wydarł Hektora i chmurą otoczył.
Trzykroć wpada i dzidą zgubny cios wymierza,
Trzykroć próżnym zamachem w cień chmurny uderza.
Gdy próżne wysilenie czwartym postrzegł razem,
Wściekły, z groźnym do niego ozwał się przekazem:
»O psie zajadły! Jeszcześ zgonu się uchronił,
Któryś tak blisko widział; Apollo cię bronił.
Jemu na wojnę idąc, święte czynisz śluby.
Spotkaj się jeszcze ze mną, a nie ujdziesz zguby,
Jeżeli i mnie z bogów który sprzyja w niebie.
Teraz, kogo doścignę, będę bił za ciebie… «
Jako zajęty pożar na górze szaleje
I gdziekolwiek niszczącym ogniem wiatr zawieje,
Zjada najwyższe drzewa niesytą paszczęką:
Tak Pelid jak bóg straszną broń wstrząsając ręką
Bije, ściga, zaciekły lata na równinie;
Całe pole zbroczone krwi potokiem płynie…

Dodaj komentarz