(Przekład: Franciszek Ksawery Dmochowski.)

Pieśń II
Sen. Próba.

Inni spali bogowie i ziemscy rycerze,
Oczu tylko Zeusa sen słodki nie bierze,
Ale noc nad tym całą przemyśla troskliwy,
Jakby Achilla uczcić, a zgnębić Achiwy.
Mniema, iż tak dokaże, czego sobie życzy,
Gdy na Agamemnona ześle Sen zwodniczy;
Więc się do niego w prędkich słowach tak odzywa:
»Idź, gdzie achajska flota brzeg cały okrywa.
Gdy wejdziesz w namiot króla, rozciągnion obszernie,
Opowiedz mu, co mówię, a opowiedz wiernie:
Niech bez odwłoki wiedzie do boju lud zbrojny,
Bo przyszła Trojan zguba i kres długiej wojny.
Niezgodne przedtem bogi w jednym zdaniu stoją,
Wszystkie Hera skłoniła; złe wisi nad Troją«.
To skoro wyrzekł Kronid, Sen boski odchodzi,
Szybkim spiesząc polotem do Achajów łodzi;
Zaraz do królewskiego namiotu przybywa.
Atryd w łożu spoczynku słodkiego używa:
Stanął nad nim, a tego starca wyobrażał,
Którego król dla rady najwięcej poważał.
W tej łudzącej postaci tymi rzeknie słowy:
»Cóż to, śpisz jeszcze królu, synu Atrejowy?
Całą noc spać mężowi rady nie przystało,
Którego pieczy niebo rząd ludzi oddało.
Słuchaj posła Zeusa! Chociaż on daleki,
Ma staranie o tobie. Zwołaj wszystkie Greki
I nie zwlekając prowadź do boju lud zbrojny,
Bo przyszła Trojan zguba i kres długiej wojny.
Niezgodne przedtem bogi w jednym zdaniu stoją,
Wszystkie Hera skłoniła; złe wisi nad Troją.
Ty zważaj, co ci każe pan bogów i ludzi,
By ci z myśli nie wyszło, gdy cię dzień przebudzi«.
To powiedziawszy poszedł od Agamemnona
Ważącego to w głowie, czego nie dokona.
Głupi, że miasto weźmie Pryjama, uwierzył;
Bezrozumny, nie wiedział, co Zeus zamierzył:
Nie mógł tego przeniknąć, że przez krwawe boje
Miał klęskami przywalić i Greki i Troję.
Budzi się, lecz boskiego jeszcze głosu pełny,
Siada na łożu, wdziewa szatę z miękkiej wełny,
Szatę piękną i nową, płaszcz zarzuca drogi,
Także kształtny na białe obuw kładzie nogi,
Błyszczący się od srebra ciężki miecz zawiesza
I wziąwszy berło w ręce, do floty pospiesza,
Od ojców berło w domu trwałe nieprzerwanie.
Już Olimpowi niesie Jutrzenka zaranie,
Wejście słońca zwiastując nieśmiertelnym w niebie,
Gdy hukliwych król woźnych przyzywa do siebie
I każe ród Achajów zwoływać do rady.
Ci wołają, niezmierne sypią się gromady.
Ale mając król wielkie odkryć przedsięwzięcie,
Składa osobną radę w Nestora okręcie;
Z samych się ona wodzów najcelniejszych zbiera.
Tam Atryd myśli swoje w te słowa otwiera:
»Przyjaciele, wodzowie, kiedym dzienne troski
Nocnym przerwał spoczynkiem, widziałem Sen boski.
Istną-m ja w nim osobę Nestora uważał –
Jego głos, jego postać, jego kształt wyrażał;
I stanąwszy nad głową tymi mówił słowy:
„Cóż to! Śpisz jeszcze królu, synu Atrejowy?
Całą noc spać mężowi rady nie przystało,
Którego pieczy niebo rząd ludzi oddało.
Słuchaj posła Zeusa! Chociaż on daleki,
Ma staranie o tobie. Zwołaj wszystkie Greki
I nie zwlekając prowadź do boju lud zbrojny,
Bo przyszła Trojan zguba i kres długiej wojny.
Niezgodne przedtem bogi w jednym zdaniu stoją,
Wszystkie Hera skłoniła; złe wisi nad Troją”.
Rzekł i zniknął; mnie z oczu opadł ciężar słodki.
Zważmy teraz, przez jakie lud wzbudzimy środki
Do dzielnego walczenia. Ja bym serca zgłębił,
Czyli się w nich bojowy zapał nie oziębił.
Powiem, niechaj do domu każdy z flotą bieży –
A do was od powrotu wstrzymać lud należy«.
To rzekłszy Agamemnon w miejscu swoim siada,
Aż Nestor, co w piaszczystej Pylów ziemi włada,
Wstaje i tak w roztropnej tłumaczy się mowie:
»Przyjaciele, Argejów przemożni wodzowie!
Gdyby kto inny z Greków senne prawił mary,
Moglibyśmy nim wzgardzić i nie dać mu wiary,
Ale tu się królowi raczył Sen objawić:
Myślmy zatem, jak w wojsku chęć do boju sprawić«.
To powiedziawszy Nestor miejsce rzuca radne,
Wychodzi, za nim idą króle berłowładne;
A tymczasem do brzegu lud zbiega się cały.
Jako wychodzą pszczoły z wydrążonej skały,
Gęstą jedna po drugiej następując rzeszą,
Tak że bez przerwy roje za rojami śpieszą
I kwiat wiosny ścisłymi okrywają grony,
Te się w te, owe w inne rozlatują strony:
Tak lud na niezliczone podzielony roty
Na brzeg idzie, rzucając nawy i namioty.
Wieść, posłanka Zeusa, przodkuje ich krokom,
Gromadzi się lud, wrzawa leci ku obłokom.
Jękła ziemia pod tylu narodów ciężarem,
Powietrze się niesfornym rozlegało gwarem.
Dziewięciu woźnych woła, wrzask ucisza ludu,
Aby chciał królów słuchać. Dużo było trudu,
Przecież gwar ustał, wzięły swoje miejsca roty,
Wstał Agamemnon z berłem Hefajsta roboty,
Wykształconym dla bogów i pana, i ojca:
Od tego wziął Hermejas, poseł Argobojca;
Stąd przeszło do Pelopsa, co ujeżdżał konie,
Od tego miał je Atrej, wódz ludu w koronie;
Ten bogatemu w trzody oddał je Tyjeście,
Ten Agamemnonowi zostawił nareście,
By mu wyspy hołd niosły i Argów kraina.
Na tym berle oparty tak mówić zaczyna:
»Przyjaciele, wodzowie, Aresowy rodzie,
W ciężkiej mię Zeus surowy zostawia przygodzie,
Bo, nielitosny, przedtem dał mi obietnicę,
Że nie wrócę, aż Trojan obalę stolicę;
Teraz każe mi płynąć do Argów bez sławy,
Kiedym już tyle ludu stracił przez bój krwawy.
Tak chciał Zeus, którego nieodparte ramię
Tylu miast dumne szczyty złamało i złamie. . .
Co na to kiedyś wieki wyrzekną potomne,
Że takie wojska Greków, siły tak ogromne,
Próżny bój prowadziły z mniejszą liczbą męża?
Bo jakiż dotąd skutek naszego oręża?
Gdyby z Troją do wiernej przyszedł Grek ugody
I rachować obadwa chcieliśmy narody,
Gdyby wszystkie Trojany stały z jednej strony,
A nasz lud na dziesiątki został podzielony –
Chociażby każdy z Trojan lał wino dla naszych,
Iluż by to dziesiątkom zabrakło podczaszych!
Tak liczbę Trojan greckie przewyższają głowy. . .
Ale za to lud mają wielki posiłkowy,
Ten mi w zamysłach moich zastępuje drogę,
Że dotąd Troi dobyć osiadłej nie mogę.
Już dziewiąty rok widzi nasze tu obozy,
Zbutwiały nam okręty, przegniły powrozy,
A żony nasze w domach jękami dni znaczą,
A dzieci wyglądając ojców rzewnie płaczą,
Nas zaś nie dokonana dotąd gnębi praca.
Posłuchajcie, co powiem: niech każdy – powraca,
Już czas do ukochanej ojczyzny pośpieszyć,
Gdy zwycięstwem pad Troją trudno się ucieszyć«.
Rzekł i nieświadom rady pociągnął lud cały.
Wzrusza się zgromadzenie jako wzdęte wały,
Kiedy z chmury gniewnego Zeusa wyleci
Not z Eurem i na morzu nawałnicę wznieci.
Albo jak się wydają żyznorodne niwy,
Kiedy na nie gwałtownie natrze wiatr burzliwy
I gniotąc z góry kłosy do ziemi ugina:
Tak całe zgromadzenie zrywać się poczyna
I z żołnierskim pospiesza na okręty wrzaskiem.
Od nóg wzruszonym niebo zaciemnia się piaskiem,
Zachęcając się, ciągną do wód swoje nawy,
Oczyszczają przekopy do morskiej wyprawy,
Już belki spod naw biorą, a niezgodne głosy
Odjeżdżających mężów idą pod niebiosy.
Pewnie by się ich podróż dłużej nie przewlekła,
Gdy Hera do Pallady tymi słowy rzekła:
»Wielka córo pioruny władnącego boga!
Więc już Grekom do domu niecofnięta droga?
Ucieczką więc zakończyć tyle prac przystoi?
A przy Pryjamie chwała, Helena przy Troi,
Dla której tyle ludu miecz wytępił mściwy?
Śpiesz zaraz, mową słodką powściągnij Achiwy,
Wstrzymaj powrót, zniszcz zamiar płocho przedsięwzięty
I nie daj, by na morze spychali okręty!«
Usłuchała wnet Hery Pallas modrooka
I natychmiast na ziemię zniża się z wysoka;
Szybkim pospiesza lotem do Achajów łodzi,
Zaraz do Odyseusza mądrego przychodzi.
Ten stoi zasępiony, okrętów nie tyka,
Bo go smutek ogarnia i boleść przenika.
Do niego się przybliża i w to rzecze słowa:
»Odyseuszu, którego w przemysł płodna głowa,
Tak- że więc bez odwłoki rozpuszczacie żagle
I do miłej ojczyzny powracacie nagle? …
Wstrzymaj powrót, zniszcz zamiar płocho przedsięwzięty,
I nie daj, by na morze spychali okręty!«
Tak rzekła, wraz bohatyr z żalu się ocuca,
Poznaje głos bogini, spieszy i płacz rzuca.
Podnosi go Eurybat. A gdy Atrydowi
Zabiegł drogę, możnemu narodów królowi,
Bierze od niego w ręce berło znakomite,
Obiega z nim Achaje pancerzem okryte:
A czy wodza, czy kogo z przedniejszych potyka,
Ujmuje go wymową słodkiego języka:
»Zacny mężu, nie stąpaj ludzi podłych śladem,
Wstrzymaj się, drugich twoim zatrzymaj przykładem,
Bo jeszcze nie wiesz dobrze o króla zamiarze;
Teraz wojska doświadcza, potem je ukarze.
Nie wszystkim pozwolono wiedzieć jego myśli:
Żeby do jakich nieszczęść Achaje nie przyśli!
Bo wielki gniew na ludzi od monarchy spada,
Który z łaski Zeusa narodami włada«.
Gdy z ludu kogo postrzegł, że upornie staje,
Tego berłem okłada i słowami łaje:
»Niebaczny! Siedź spokojnie, ta dłoń ciebie skarci,
Słuchaj drugich, co więcej niźli ty są warci!
Bojaźń i gnuśność w rzędzie najniższym cię kładzie,
Niś ty w boju ceniony, ni poważny w radzie.
Czy każdy w wojsku greckim za wodza się sądzi?
Niedobry jest rząd wielu, niech więc jeden rządzi
Król, którego sam Zeus powagą przyodział,
I nam dał posłuszeństwo, jemu władzę w podział«.
Tak on wojsko sprawować jak biegły wódz umie.
Wnet i z naw, i z namiotów ruszają się w tłumie,
Wrzask ludu grzmi jak morza szumnego bałwany,
Kiedy tłucze mokrymi o skałę tarany.
Całe wojsko ucicha i miejsca zasiada:
Tersyt burzy, złośliwie Tersyt jeszcze gada.
Człek wielomownej gęby, z niesfornym językiem,
Samym się królom stawił hardym przeciwnikiem.
To, co mu do ust padnie, wszystko płocho bredzi;
Celem jego gryźć wyższych, śmiech budzić w gawiedzi.
Zezowaty, kulawy, potwór w świecie rzadki,
Garb mu spycha skręcone na piersi łopatki,
Głowa długa, spiczasta, rzadkim kryta włosem.
Najbardziej on złośliwym śmiał przegryzać głosem
Odysa i Achilla, potwarca ich wieczny.
Teraz na króla język obrócił złorzeczny,
Szpetne miotając słowa skrzypiącymi usty:
Sarkali z gniewu Grecy na tyle rozpusty,
On krzyczał i lżył: »Czego twoje serce łaknie?
Skąd to żałość, Atrydo? Na czym tobie braknie?
Pełno w twoim namiocie znajduje się miedzi,
Pełno tam ślicznych kobiet, branek naszych siedzi,
Które ci dajem, miasta jakiego dobywszy:
Czy mało masz dostatków, o królu najchciwszy!
Chcesz, by kto z Trojan przyszedł po dzieci z okupem,
Którem ja lub Grek inny wziął na wojnie łupem. . .
Jesteś ty dla greckiego wódz srogi plemienia!
Jakżeśmy podli, mężów niegodni imienia!
Kobiety z nas trwożliwe! Puśćmy się na wody,
Niech on pod Troją nasze przeżywa nagrody,
Niech zna, czy bez naszego może co oręża. . .
Skrzywdził Achilla, nadeń dzielniejszego męża,
Daną od nas nagrodę gwałtem wydarł z nawy.
Gnuśny Pelid nie mści się tak niegodnej sprawy.
Gdyby cię jak na męża przystało, był zażył,
Ostatni raz Atrydo, byłbyś go znieważył«.
Tak lżył Tersyt wielkiego narodów pasterza.
Wtem Odyseusz do niego szybkim krokiem zmierza
I ostro nań spojrzawszy, groźnym tonem rzecze:
Lekkomyślny Tersycie, krzykliwy człowiecze,
Wstrzymaj język zuchwały, ty hańbo natury,
Bo ze wszystkich, co przyszli pod trojańskie mury
I królom towarzyszą w rycerskiej potrzebie,
Żaden człowiek nie przyszedł podlejszy nad ciebie.
Nie waż się królów śmiałym pomiatać językiem,
Ani być do powrotu płochym buntownikiem.
Jak los padnie, przewidzieć nie dano nikomu,
Czy my z chwałą, czy z hańbą powrócim do domu.
Jeśli króla narodów szarpiesz z tej przyczyny,
Że go hojnie darują łupem greckie syny,
Skąd się ta złość nikczemna w podłym sercu warzy?
Zyskałże co od ciebie prócz samej potwarzy?
Ale ja ci oświadczam, co i w skutku będzie,
Jeśli, jak dziś rozpuścisz to złości narzędzie,
Niechaj mi głowę zdejmie okrutny zabójca,
Niech słodkie stracę imię Telemacha ojca,
Jeśli cię nie uchwycę, z szaty nie obnażę,
I zdarłszy, co wstyd kryje, ochłostać nie każę;
Wreszcie, rozkwilonego na razy bolące,
Wypchnę ze zgromadzenia i w głąb nawy wtrącę«.
To wyrzekłszy do grzbietu berło mu przykłada.
On się zwija i płacze, i drżący usiada;
Od twardego mu razu w tyle guz wyskoczy,
Patrzy szpetnie wokoło i ociera oczy.
Choć smutni, Grecy jednak rozśmiać się musieli;
Każdy tak sąsiadowi swoje myśli dzieli:
»Słusznie lud Odyseusza wśród najpierwszych kładzie.
Męstwem w boju wsławiony, roztropnością w radzie,
Dziś najlepszą rzecz zrobił, że Tersyta zgromił
I zuchwałość brzydkiego potwarcy uskromił.
Odtąd będzie ostrożny, nauczą go bóle,
Jak niebezpieczna miotać obelgi na króle«.
Tak lud mówił i dobre dzieło wodza chwalił.
A Odyseusz, co tyle możnych miast obalił,
Wstał z berłem; przy nim, w kształcie woźnego, bogini:
Ta wrzask ludu uśmierza, ta spokojność czyni,
By pierwsi i ostatni słyszeli go równie;
A on tak zaczął radzić mądrze i wymownie:
»Wielki narodów królu, przemożny Atrydzie:
Dziś się Grecy w największej pogrążą ohydzie,
Bo przyrzeczenia w Argos danego nie iszczą,
Iż nie wprzódy powrócą, aż Ilijon zniszczą.
Każdy płacze jak dziecko, jak wdowa usycha,
Podłe skargi rozwodzi, do swoich ścian wzdycha.
Smutno wracać, kiedyśmy nic nie dokazali:
Prawda, choć kto na miesiąc z domu się oddali,
Przykro na łodzi znosi, gdy żywioł wzburzony
Nie daje mu do lubej powrócić się żony;
A nas już rok dziewiąty trzyma kraj daleki;
Nie dziw więc, że wzdychają do powrotu Greki.
Lecz brzydko, długo bawiąc, wracać bezskutecznie:
Trwajcie więc w przedsięwzięciu, Achaje, statecznie.
Obaczmy fałsz Kalchasa wieszczby lub sprawdzenie;
Bo których nie wtrąciły Mojry w smutne cienie,
Którzy dotąd żyjecie, w was żywe mam świadki:
Gdy do Aulidy greckie zbierały się statki
Niosąc tysięczne klęski pod mur Ilijonu,
A my pod miłym cieniem wyniosłego klonu,
Przy którym wody nurtem wytryskały czystym,
Bili święte ofiary bogom wiekuistym –
Znak wielki się pokazał, jaki się nie zdarza:
Z czerwonymi plamami idzie spod ołtarza
Smok straszny, który zaraz na drzewo się wspina,
Gdzie się ptasząt na wierzchu wylęga rodzina:
Ośmioro było w liściu zagnieżdżonych skrycie,
A dziewiąta samiczka, co im dała życie.
Tam on wlazłszy pisklęta świerczące pożera:
Matka smutne nad dziećmi żale rozpościera,
Wtem ją, próżny niosącą ratunek, za skrzydło
Pochwyciwszy, okrutne pożarło straszydło.
Gdy tak połknął smok dzieci i matkę kwilącą,
Rzecz cudowna się w porę zdarzyła znaczącą:
Bo Kronida, z którego wyszedł przeznaczenia,
Natychmiast w kamień smoka strasznego zamienia;
Na to nas wszystkich wielkie podziwienie bierze.
Pomnijcie, wszak to było przy samej ofierze.
Zaraz Kalchas wykłada przeznaczenie wieczne:
„Czemużeście zamilkły, Achaje waleczne?
Ten znak pewny Zeusa opatrzność nam dała,
Nierychły jego skutek, ale wielka chwała.
Jak ten smok osiem drobnych pisklątek zadławił
I z nimi wraz dziewiątą, ich matkę, też strawił:
Tak walczyć przez lat dziewięć dla nas wyrok stoi,
A dziesiątego roku dobędziemy Troi”.
Tak on wróżył: co teraz wnet się uskuteczni.
Bądźcie więc w przedsięwzięciu, Achaje, stateczni,
Póki miasta Pryjama nie weźmiem zdobyczą«.
Skończył mądry Odyseusz, greckie wojska krzyczą;
Głośny okrzyk, od ludu ochoczego wszczęty,
Odbijały stojące na brzegach okręty;
Wszyscy brzmią pochwałami twymi, Odyssesie.
Potem Nestor poważny taki głos podniesie:
»Ach! Przez bogów! Jużeśmy chłopcami się stali,
Już nas do dzieł rycerskich piękna chęć nie pali.
W cóż się, pytam, obrócą nasze obietnice,
W co przysięgi, podane w co pójdą prawice?
Takież to dopełnienie zaręczonej wiary?
Wszystko, jak widzę, znikło z dymami ofiary.
Tak długo tu jesteśmy – i chcemy się wadzić?
Nie mogą nas do celu kłótnie doprowadzić.
Ty, Atrydo, stałością uzbrój piersi twoje,
Prowadź nas na kurzawy i na trwałe boje;
Wzgardź tymi, co od rady oddzielać się śmieją:
W niemęskim próżnowaniu niech podło gnuśnieją!
Daremne ich życzenia: nie ruszym stąd kroku,
Aż ujrzym fałsz lub prawdę Zeusa wyroku.
Pan bogów nas w zamysłach uszczęśliwi,
Bo kiedy na okręty wsiadali Achiwi,
Niosąc Troi zniszczenie, pomyślne obroty
Wróżąc niebo, prawymi uderzyło grzmoty.
Nie myślcież o powrocie wprzódy, przyjaciele,
Aż każdy weźmie ładną Trojankę w podziele
I zemści się Heleny jęków i kłopotu.
Lecz jeżeli kto żąda upornie powrotu,
Niechaj wsiada na okręt; wpośród morskich toni
Zasłużony go wyrok i kara dogoni.
Radź sam królu i drugich radę miej na względzie;
Co ja powiem, uwagi twojej godne będzie.
Dziel mnóstwo na narody, narody na szyki,
By sobie wzajem niosły pomoc wojowniki!
Gdy to zrobisz, a Grecy nie stawią się sprzecznie,
Natenczas możesz, królu, poznać dostatecznie,
Kto jest gnuśny, kto dzielny z wodzów i żołnierzy,
Bo każdy się na placu własną siłą zmierzy;
I czy do wzięcia miasta bogi na zawadzie,
Czy też tchórzostwo ludu zawadę nam kładzie«.
Agamemnon tak mówi na rzecz Nestorową:
»Wszystkich celujesz, starcze, radą i wymową.
Gdyby mi Feb i Pallas, i Kronid życzliwy
Dziesięć takich dał radców pomiędzy Achiwy,
Zniszczylibyśmy dawno złe Dardanów plemię
I Pryjama wyniosłe miasto wbili w ziemię.
Ale mię syn Kronosa ukarał bez miary,
Gdy mię świeżo wprowadził w niepotrzebne swary:
Otom się z Achillesem skłócił o dziewczynę,
Przyszło do ciężkiej zwady, a jam dał przyczynę.
Wszakże, gdy niechęć zgaśnie, która się w nas wkradła,
Już zginęły Dardany, już Troja upadła.
Teraz weźcie posiłek, waleczni rycerze,
Gotujcie się do boju, opatrzcie puklerze,
Dzidy ostrzcie, obroku nie szczędźcie dla koni,
Doświadczcie waszych wozów i wszelakiej broni.
Srogim Aresem cały dzień będziem się bili,
A wytchnąć nie pozwolę ani jednej chwili;
Z samą się chyba przerwie bój okrutny nocą,
Dobrze się tu i piersi, i tarcze zapocą;
Bez przerwy rohatyną robiąc, dłoń zdrętwieje,
I konie wóz ciągnące hojny pot obleje.
A kto się na okręty od boju oddali,
Przysięgam, że od zguby nic go nie ocali:
Psom się na brzydką pastwę i sępom dostanie«.
Skończył, a straszne wojska powstało wołanie:
Grzmi powietrze, jak ryczą na morzu bałwany,
Gdy z innymi Not wiatry walczy zagniewany
I na skałę pobrzeżną całą moc wywiera,
A skała silnym barkiem gniew jego odpiera.
Z rady do naw gromada rozchodzi się cała,
W namiotach palą ognie, zasilają ciała. . .
A gdy już dosyć mieli jadła i napoju,
Szanowny starzec Nestor tak radzi o boju:
»Atrydo! Mężów królu, to jest moje zdanie,
Aby czasu nie tracić, przyśpieszyć spotkanie:
To chwila, którą Zeus daje nam łaskawy.
Niech woźni lud zwołają, niech porzuca nawy
I szeroko zastąpi morza całe brzegi;
A my gęsto ściśnione przechodząc szeregi.
Wydamy znak Aresa, że już bitwy pora«.
Przyjął król Atryd zdanie mądrego Nestora.
Zatem woźnych do siebie przywołuje głośnych;
Ci krzyk ogromny z piersi wydają donośnych
I do boju waleczne gromadzą Achiwy.
Cały obóz napełnia odgłos ich straszliwy.
A Zeusa zastępce, berłowładne króle,
W orszaku lud stawiają i gotują w pole.
W pośrodku ich Pallada z modrymi oczyma
W boskim ręku egidę nieśmiertelną trzyma;
Sto złotych frędzli wisi, sztuka w nich cudowna,
Każda w swoim szacunku stu wołom się rowna;
Z taką tarczą obiega Pallas greckie roty,
W piersi mężom dodaje rycerskiej ochoty.
Natychmiast do powrotu wszelka chęć ustała,
Wojny wszyscy wołają, wojny chęć w nich pała.
Jak na górze zajadły ogień las pożera,
Wokoło się na pola jasność rozpościera:
Tak kiedy ci mężnymi postępują kroki,
Błyszczy się miedź i rzuca blaskiem pod obłoki.
Jak na azyjskiej łące, gdzie Kaistru wody,
Stadami się zbiegają powietrzne narody,
Gęsi i z długą szyj ą łabędzie, żurawie,
Biją skrzydły powietrze i w niesfornej wrzawie
Zniżają się, a odgłos brzmi po całej łące:
Tak i z naw, i z namiotów Achajów tysiące
Na liczne podzielone roty i szeregi
Wylewają się hurmem na Skamandru brzegi;
Drży ziemia, gdy stąpają i męże, i konie.
Ile kwiatów i liści zdobi wiosny skronie,
Ile się much uwija latem w tej godzinie,
Gdy słodkim pasterz mlekiem napełnia naczynie:
Tyle w polu Aresa greckich mężów stoi,
Czyhających na zgubę Trojanów i Troi.
Wodzowie do potyczki szykują żołnierze
I tak je rozeznają jak kozy pasterze,
Kiedy się na pastwisku pomieszają z sobą.
Atryd wyższy nad wszystkich jest wojska ozdobą,
Głowę, oko ma takie, jak u Kronijona,
Kształt Aresa, a siłę piersi Posejdona.
Tak on inne przenosi tam powagą króle,
Jak pyszny buhaj stado wypędzone w pole.
Taki w dzień ten majestat, tę mu okazałość
I tę wśród bohaterów dał Kronid wspaniałość.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s