(Przekład: Franciszek Ksawery Dmochowski.)
Pieśń IV
Złamanie przysięgi. Przegląd wojsk Agamemnona
W złotym Zeusa domu wspartym na obłokach
Zebrane radzą bogi o wiecznych wyrokach;
Przypijają czaszami, nektar Hebe toczy,
A na trojańskie mury obrócili oczy.
Wtedy Kronid, by dumną swą żonę rozdąsać,
Chytre czyniąc docinki, zaczął ją przekąsać:
»Dwie boginie Menelaj na swej liczy stronie,
Ma pomoc i w Palladzie, i w mej wzniosłej żonie,
Lecz je bawią Olimpu rozkoszne pałace,
I tylko na rycerskie jego patrzą prace;
Zaś matka śmiechów zawsze, gdzie jej Parys luby;
Teraz nawet od bliskiej wydarła go zguby.
Wszakże nikt Atrydowi zwycięstwa nie przeczy:
My radźmy, jaki obrót mają wziąć te rzeczy,
Srogich- li bojów pożar na nowo rozszerzem,
Czyli dwa ludy wiecznym złączymy przymierzem?
Jeżeli rada bogów zdanie to pochwali,
Tak się i możne miasto Pryjama ocali,
I Atryd żonę weźmie krom wszelkiej zatargi«.
Na te słowa z Palladą Hera gryzły wargi,
W obu piersiach przeciwko Troi złość zaciekła.
Siedziały blisko siebie: Pallas nic nie rzekła,
Chociaż ją w głębi serca straszliwy gniew zjada;
Hera wstrzymać nie może i tak odpowiada:
»Twardy Kronosa synu, jakież słowa twoje?
Także więc próżne będą me prace i znoje?
Pozajeżdżałam konie, zgromadzając sama
Wojska greckie na Troi zgubę i Pryjama.
Czyń, jeśli się poróżnić żądasz z niebem całem«.
A na to chmurowładca tak mówi z zapałem:
»O zajadła bogini, cóż Pryjam lub syny
Zgrzeszyły przeciw tobie? Jakie są ich winy,
Że tak zawzięcie dążysz na zniszczenie Troi?
Wtenczas twoja podobno zemsta się ukoi,
Gdy w miasto wszedłszy, które jest Azyi cudem,
Pożresz surowo króla z synami i z ludem.
Nasyć twoją nienawiść! Niechaj od tej pory
Obojga nas nie różnią więcej przykre spory.
Ty zważaj, bo ci moje chcę myśli wynurzyć:
Jeśli ja przedsięwezmę jakie miasto zburzyć,
Gdzie mają ludzie tobie przyjemni mieszkanie,
Nie wstrzymuj gniewu mego, nie wstawiaj się za nie.
To ja ci miasto daję z niemałym zmartwieniem.
Ze wszystkich miast pod słońcem i nieba sklepieniem
Najmilszy sercu memu Ilijon potężny
I król trojański Pryjam, i lud jego mężny;
Tam ofiary, tam święte czynią mi obrzędy
I wszystkie nieśmiertelnym należyte względy«.
Na to Hera wielkimi oczyma wspaniała:
»Trzy miast kocham, tem sobie nad inne wybrała:
W Argos, w Sparcie, w Mykenach mam rozkosz jedyną,
Lecz gdy ci nienawistne będą, niechaj zginą. . .
Lecz niech i ja cierpię w chęciach mych zawodu,
Bom bogini, bom z tobą jednego jest rodu,
Jako córka Kronosa słusznie uwielbiona,
I stąd niemniej czci godna, żem Zeusa żona.
Wszyscy jednak twe berło najwyższe uznajem.
Odtąd my sobie chciejmy ulegać nawzajem:
Ty bądź dla mnie, ja będę uczynną dla ciebie,
A tak się naszej woli nic nie oprze w niebie.
Teraz zaś bez odwłoki daj rozkaz Atenie,
Niech zaszłą między ludy ugodę rozżenie;
Niech Troja z jej namowy, pomimo przymierzy,
Na Greki świeżą chwałą wyniosłe uderzy«.
Takie były królowej Olimpu żądania.
Chętnie się do nich ojciec nieśmiertelnych skłania
I mówi do Pallady: »Bież, córo, bez zwłoki,
Gdzie i Grek, i Trojanin zajął plac szeroki,
I dokaż, że Trojanin, pomimo przymierzy,
Na Greki świeżą chwałą wyniosłe uderzy«.
Tym słowem wrzącą z siebie Palladę podżega;
Wraz bogini z Olimpu śnieżystego zbiega.
Jak gdy zesłana gwiazda od Zeusa błyśnie,
W żeglarzach, w wojsku serca nagły przestrach ściśnie
Z niej tysiąc iskier pada i blask sypie złoty:
Tak się zniżała Pallas między zbrojne roty.
Wszystkich tam zadumienie objęło niezmierne,
I waleczne Trojany, i Greki pancerne;
Na dwie strony ten widok rycerze tłumaczą:
»Ach! – mówią – znowu krwawe bitwy nam się znaczą,
Albo się też i pokój żądany odrodzi;
Wszak Zeus waśni ludzi i Zeus ich godzi«.
Takie wnioski czynili Grecy i Trojanie,
Kiedy Pallas wpośrodku hufców zbrojnych stanie,
Wydając się na twarzy mężnym Laodokiem;
Pandara między szyki bystrym śledzi okiem;
Postrzega bohatera, a przy nim rycerze
Od Ajzepu ściągnieni, przybrani w puklerze.
Do niego Pallas rzecze: »Synu Likaona,
Czy twoja, co ci rzeknę, prawica wykona?
Wypuść na Menelaja z łuku zgubną strzałę,
Pozyskasz stąd u Trojan znakomitą chwałę;
Od Parysa w nagrodę takiego uczynku
Wielkiego się spodziewać możesz upominku.
Czegóż by ten bohater mógł odmówić tobie,
Gdy z twej ręki Menelaj w smutnym legnie grobie?
Nuż więc, na króla Sparty puść grot zaostrzony;
A likijskiemu bogu, co łukiem wsławiony,
Ślubuj setne w ofierze jagniąt pierworody,
Gdy w ojczystej Zelei święte wrócisz grody«.
Tak mówiła bogini, a chytra jej rada
Niebacznemu mężowi do serca przypada.
Zatem świetny łuk bierze, ów łup okazały
Z dzikiego kozła, który gdy wyszedł ze skały,
Na zasadzce ukryty bohater nań galił
I ugodziwszy w piersi, na ziemię obalił.
Ten długie na szesnaście dłoni nosił rogi;
Przecudnie sztukmistrz umiał wykształcić łup drogi:
Pyszny róg wystrugawszy, łuk z niego wyrobił
I oba jego końce złotem przyozdobił.
Ten łuk napina Pandar i do ziemi chyli;
Wierni go towarzysze tarczami okryli,
Aby go pierwej greckie nie postrzegły męże,
Niżeli zgubnym grotem Atryda dosięże.
Nie używaną jeszcze strzałę wziął w kołczanie,
Strzałę, co tylu bólów przyczyną się stanie,
Piórami nastrzępioną, raniącą straszliwie,
Umiejętnie na tęgiej nakłada cięciwie,
A likijskiemu bogu, co strzela z daleka,
W dom wróciwszy, stugłową ofiarę przyrzeka.
Już grot wsparty na wierzchu, pierś dotyka żyły,
Gdy obwód skrzywił z wielkim natężeniem siły;
Szczękła struna, łuk warknął, a strzała skrzydlata,
Okrutny cios niosąca na Greki wylata.
Lecz, Menelaju! Bogi pamiętne o tobie:
Pierwsza na pomoc Pallas w złej przybiegła dobie.
A jak matka z śpiącego dziecka muchę zgania,
Tak ona grot odpędza i ciebie zasłania.
Tam odwróciła strzałę, gdzie spięty pas złotem,
Drugim się stał kirysem przed śmiertelnym grotem.
Jednak i tą przeszkodą nie był cios odparty;
I pas mocny, i kirys od strzały przedarty,
Nawet przeciw tysiącznym pociskom zasłona,
Blacha z miedzi została od niej zdziurawiona:
Dosięga ostrze ciała i skórę rozrywa,
Z niego zaraz krew na kształt purpury wypływa.
Jaką farbę z meońskiej lub karyjskiej włości
Przebiegła robotnica słoniowej da kości,
Gdy ją w purpurze zmacza; tysiąc życzy sobie
Nabyć jej ku wspaniałej wędzidła ozdobie,
Lecz dla króla schowana w domu piękność taka,
Z której chwała dla jeźdźca, świetność dla rumaka:
Podobnie, Menelaju, czystej krwi płynienie
Zafarbowało twoje biodra i golenie.
Wzdrygnął się Agamemnon, gdy krew postrzegł z rany,
I Menelaj sam został nie mniej pomieszany,
Ale nabiera serca, gdy widzi, że strzała
Kolcami w pas utkwiwszy, mało sięga ciała.
Z westchnieniem rzekł król, brata czule cisnąc w ręku.
Wokoło pełno wiernych towarzyszów jęku:
»Bracie, na zgubę twoją wszedłem w te umowy,
Dla Greków nadstawiwszy Trojanom twej głowy,
Gdy cię ranili zdrajcy, złamali przymierze.
Ale umowa w świętej uczyniona wierze
I wina poświęcenie, i prawic podanie,
I z ofiar krew rozlana próżno nie zostanie.
Jeśli pan nieba teraz nie karze tej zdrady,
To w przyszłości da pomsty okropne przykłady
Na ich głowy, na żony, na dzieci ją zleje.
Bo ja zawsze mam w sercu te pewne nadzieje,
Że przyjdzie dzień, gdy Pryjam i lud jego zginie,
A Ilijon się w smutnej zagrzebie ruinie. . .
Zeus obrażon tej zbrodni nie puści bezkarnie.
Lecz jeśli, Menelaju, ty byś zginął marnie,
Z jakim wtedy mi bólem i w jakiej ohydzie
Powracać się do Argów od tych brzegów przydzie… «
A Menelaj go ciesząc: »Ukój ten żal srogi,
Nie trać serca i w wojsku nie rozszerzaj trwogi:
Bo nie wziąłem śmiertelnej rany od tej strzały;
Pas i kirys, i blacha, te mnie ratowały«.
»Najukochańszy bracie – król z jękiem odpowie –
Ach! Żeby- ć uiścili te słowa bogowie!
Machaon, lekarz biegły, z rany cię wyleczy
I przeciw ostrym bólom plastrem zabezpieczy«.
Śpieszno rozkaz woźnemu Taltybowi daje:
»Pójdź, niechaj tu czym prędzej boski lekarz staje,
Godny syn Asklepiosa; niechaj nie odwleka,
Oto Menelaj wsparcia z jego ręki czeka.
Z Trojan czy z Lików zgubną ktoś wypuścił strzałę;
Czego my rzewnie płaczem, z tego on ma chwałę«.
Nie odkłada rozkazu spełnić sługa wierny.
Czym prędzej się przeciska przez naród pancerny,
Szukając Machaona. Zaciągnione z Tryki
Otaczają go wkoło mężne wojowniki.
Do niego się odzywa woźny tym wyrazem:
»Przychodzę tu do ciebie z Atryda rozkazem:
Jak najprędzej cię widzieć król narodów żąda,
Menelaj ranny wsparcia twej ręki wygląda.
Z Trojan czy Lików zgubną ktoś wypuścił strzałę;
Czego my rzewnie płaczem, z tego on ma chwałę«.
Zasmucił się Machaon, słysząc wyraz taki;
Idą oba przez gęste Achajów orszaki,
Przychodzą, gdzie Menelaj raz wziął z rąk zdradzieckich:
Otoczony od pierwszych bohaterów greckich,
Stał wpośrodku ich rycerz do bogów podobny.
Zaraz wyjmuje strzałę. Kolce w pas ozdobny
Mocno wbite, gdy ciągnął, skrzywione zostały.
Zdjął z niego pas i blachę lekarz doskonały,
Opatrzywszy zaś ranę, wyssał krew, a potem
Rozlał balsam na miejsce ostrym tknięte grotem.
W cudnych skutkach moc tego balsamu wsławiona,
On go dostał od ojca, ojciec od Chejrona.
Gdy ci mają o rannym Atrydzie staranie,
Tymczasem się waleczni zbliżają Trojanie;
Równie się biorą Grecy do Aresa sprawy.
Wtenczas Agamemnona widać umysł żwawy:
Nie zna trwogi, od bitwy zwlekania daleki,
I sam na plac krwi leci, i prowadzi Greki.
Wysiadł z wozu, a konie, z których ogień pryska,
Eurymedon hamuje wpośród bojowiska,
Powoźnik doskonały, syn Ptolemejowy.
Blisko się trzymać wielą król zaleca słowy,
By gdzie spocząć miał długim zmordowany trudem.
Sam, pieszy, między greckim przechodzi się ludem;
Gdzie widzi serca chciwe kurzawy i znoju.
Takimi jeszcze słowy zachęca do boju:
»Niech w was. Grecy, ten zapał szlachetny nie stygnie:
Nie za zdrajcami Kronid swą prawicę dźwignie,
Którzy świętą przysięgę złamali niegodnie;
Na brzydką pójdą pastwę sępom za swe zbrodnie:
A my, gdy padnie od nas Ilijon zburzony,
Powieziem na okrętach ich dzieci i żony«.
Ale na gnuśnych ostrym wyrazem powstaje
I sprawiedliwym gniewem zapalon tak łaje:
»Na łup nieprzyjacielskiej wystawiony strzały,
Motłochu podły, czemu stoisz odurzały?
Skąd ta niemęska bojażń? Skąd to pomieszanie?
Za co, jak długim biegiem zmordowane łanie,
Ledwie się mdłą na ziemi wspierające nogą,
Na plac bitwy patrzycie z zimną w sercach trwogą?
Czekacież, aż się zbliżą trojańskie szeregi
I szeroko zastąpią całe morza brzegi?
Natenczas wy dopiero chcecie, nikczemnicy,
Doświadczyć wsparcia mocnej Zeusa prawicy? «
Tak łaje gnuśnych, mężnej zapał wlewa młodzi…
Aż do słodkiego mówcy Nestora przychodzi.
Ten stawia swych, zachęca; z nim, bitew świadomi,
Alastor, Hajmon, Bias, Pelagon i Chromi.
W pierwszym rzędzie z wozami dzielnie stawia konie,
W tyle piechotę liczną, tamtym ku obronie,
A podejrzanych w męstwie we środku zamyka:
Tak gnuśny, choćby nie chciał, żwawo się potyka.
Lecz jezdnym przykazuje wstrzymywać rumaki
I nie lecieć do boju zmieszawszy orszaki:
»Niech żaden z was, niewczesnym zapałem zagrzany,
Nie wybiega, rzuciwszy swój szyk, na Trojany!
Zbyt ufny w sztuce jazdy, na los niesie życie;
Lecz nie cofajcie kroku, bo się osłabicie.
Kto z swego wozu rydwan przeciwny dosięże,
Niech wtedy dzidą robi, tak wojują męże,
Tymi niegdy sposoby w wojny sztuce sławni
Brali miasta i pole wygrywali dawni«.
Tak w bojach doświadczony starzec ich oświeca,
Co w sercu mężów króla żywą radość wznieca.
»Oby – mówi – jak dusza w tobie nie złamana,
Tak byś miał dzielne siły i krzepkie kolana!
Lecz cię starość nachyla, która wszystkich gniecie;
By raczej innych gniotła, a tyś był w lat kwiecie! «
»O Atrydo! – rzekł Nestor. – Wiek mię dziś osłabił.
Czemum ja nie ten, kiedym, Ereutala zabił?
Nie wszystkie ludziom niebo daje razem dary:
Wtedym był młody, silny, dziś słaby i stary.
Lecz będę w boju, wesprę walczących przestrogą.
Choć jedno jest, co jeszcze starzy zrobić mogą.
Niechaj ten dzidą w polu nieprzyjaciół zmiata,
Kogo ogniem kwitnące podżegają lata«.
Skończył, a król z pociechą serca dalej śpieszy,
Aż nareszcie przychodzi do ateńskiej rzeszy;
Lecz nic przy Menesteju boju nie oznacza:
Bezczynny wódz, bezczynne wojsko go otacza.
Tuż Itak, wielki radą, niezmordowan trudem,
Walecznych Kefallenów otoczony ludem;
Jeszcze do nich wojenne nie doszły okrzyki,
Gdyż dopiero się właśnie poruszały szyki
Trojan, jeźdźców odważnych i greckich rycerzy.
Czekali więc, aż który wprzód zastęp uderzy
I zaczynając bitwę na Trojan poskoczy.
Agamemnon im gnuśność wyrzuca na oczy:
»Krwi Peteja, którego Zeus kochał wiele,
I ty, co zawsze chytre przemyślasz fortele,
Czemu z dala stoicie? Nie szukacie znoju?
Czekacie, aż was drudzy uprzedzą do boju?
Wam pierwszym należało mężnie zacząć sprawę
I Aresową w polu poruszyć kurzawę,
Jak was pierwszych przyzywam do mojego stołu.
Bo gdy się zgromadzają wodzowie pospołu,
Dobrze wam zgotowana smakuje biesiada,
Dobrze się wino spija, dobrze mięso zjada;
Lecz gdy mężnie wystawić trzeba w polu życie,
Dziesięciu się uprzedzić wodzom dozwolicie«.
Wskróś Odyseusza takie wymówki przebodły:
»Do mnież – rzekł – królu, wyrzut obracasz tak podły?
Namże wymiatasz gnuśność do rycerskiej sprawy?
Niech się tylko z Trojany rozpocznie bój krwawy,
Chciej patrzyć, a nie będzie tajne twemu oku,
Że Odyseusz nikomu nie ustąpi kroku;
W najpierwszym rzędzie ojciec Telemacha stanie,
A ty wstydzić się będziesz za tak płoche zdanie«.
Poczuł Atryd, że wyraz ten z gniewu pochodzi,
Więc z uśmiechem tak pierwsze wyrzuty łagodzi:
»Przemyślny Odyseuszu, cny Laerta synu,
Nie łaję cię, nie grzeję do mężnego czynu.
Wiem, że w roztropne rady twoje myśli płodne,
Wiem, że twoje uczucia z moimi są zgodne.
Niechże słowo zbyt prędkie nie wzbudza niechęci,
Niech je bogi na zawsze wygładzą z pamięci… «
Jak gdy ogromną paszczą morze wiatr ozionie,
Pędzą wały ku brzegom poruszone tonie,
Najpierwej się na głębi zbierają bałwany,
Wnet ziemię hukliwymi szturmują tarany
I wzdąwszy się, nad góry wznoszą się skaliste,
Daleko wybuchają słoności pieniste:
Tak skupione do boju greckie wojsko śpieszy.
Każdy z osobna swojej wódz przoduje rzeszy,
A najgłębsze milczenie w tylu mężów tłumie:
Sądziłbyś, że tak liczny lud mówić nie umie.
Tym szanują milczeniem przewodniki swoje;
Naokoło blask świetne rozstrzelają zbroje. . .
Z jakim się owce w stajni odzywają bekiem,
Gdy z wymion ich naczynia napełniają mlekiem,
A mać na głos jagnięcia swego odpowiada:
Z takim się wrzaskiem Trojan porusza gromada.
Niesfornymi powietrze rozlega się krzyki:
Różne ludy różnymi wołają języki,
Aresa lub Palladę ma za sobą strona;
Wszędzie Bojażń i Popłoch, Niezgoda szalona,
Co nigdy krwi niesyta, za wojnami dyszy,
Sroga siostra, srogiemu bratu towarzyszy:
Mała ona w początkach, wnet w górę się wzbije,
Nogami depce ziemię, głowę w niebie kryje;
Ta zajadłą nienawiść w serca ludu wlewa
I przechodząc przez roty, do mordów zagrzewa.
A skoro się w Aresa polu wojska znidą,
Wnet się z puklerzem puklerz, dzida miesza z dzidą,
Siła walczy na siłę, tarcza trze się z tarczą,
Zgiełk się szerzy, pociski na powietrzu warczą,
Krzyczą zwycięzcy, smutnie jęczą zwyciężeni,
Ziemia płynie od krwawych rozmiękła strumieni.
Jak z krynic wychodzące dwa bystre potoki
Spadają po urwiskach wyniosłej opoki,
Szum straszny się rozlega po całej krainie,
Nim nurty w przepaścistej połączą dolinie,
A pasterz z dala słucha, co znaczy ta flaga:
Tak gdy ci z sobą walczą, strach i krzyk się wzmaga. . .
Gdyby kto po tym krwawym przeszedł bojowisku,
Nie lękając się razów gęstego pocisku,
Przez Palladę od szwanku broniącą niesiony,
Obojej by zarówno męstwo wielbił strony:
Bo tak na śmierć Trojanie jak i Greki biegli
I pole zmieszanymi trupami zalegli.